niedziela, 27 grudnia 2015

27 grudnia 2015

  Trochę późno to wstawiam,ale dodaje to takiego 'puchowego' wyobrażenia na te święta bez śniegu. Chcę je jeszcze zatrzymać przy sobie. Za szybko się kończą. Wesołych PO Świętach kochani <3


     



  - a.

Nowy Początek - rozdział 13

Obudziłam się wcześnie. Wszyscy jeszcze spali, więc wykorzystałam okazję, zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie.
 NUTELLA! GÓRA NUTELLI! Smarowałam kolejną warstwę bez opamiętania i ciągnęłabym to dalej gdyby nie mleko, które zaalarmowało swoją gotowość do działania brudząc całą kuchenkę co sprawiało, że śniadanie, które miało być szybkie zmuszało mnie do wykonania czasochłonnych, zbędnych czynności. Zalałam kakao mlekiem, postawiłam na stoliczku i kroiłam owoce, które lądowały potem na pancakes'y z Nutellą. 
 Sprzątnęłam cały bałagan i wróciłam do siebie. Zjadłam i poszłam spać.

Ciężar czegoś nie pozwalał mi kontynuować snu o niczym. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się do okoła, po mojej prawej spał Justin.  Justin?!! Wyskoczyłam jak oparzona z łóżka i spadłam twardo na podłogę. Siedziałam na niej jak rozjechana żaba i próbowałam wszystko logicznie złożyć do kupy, ale serce łomotało tak głośno, że nie zostało mi nic innego jak próbować się uspokoić. Jakim cudem nie zauważyłam go wcześniej?
 -Hej słońce- powiedział łagodnie zmęczonym głosem. Nie zastanawiało go moje zachowanie, czułam się dziwnie. Zerwałam się na równe nogi i wskoczyłam do łóżka tuląc go do siebie.
 -Tak strasznie tęskniłam- przytuliłam się do jego torsu i zamknęłam oczy, marząc żeby ta chwila trwała wiecznie. Uniosłam głowę do góry, by znów na niego spojrzeć. Jego nie było, a zamiast tego ściskałam poduszkę.  Zaniosłam się gorzkim płaczem.

Podniosłam się do pozycji siedzącej cała spocona i dyszałam jakbym się dusiła. Łzy spływały strumieniami po policzkach. W rękach ściskałam poduszkę. Odrzuciłam ją na bok i skuliłam się. Brak jego obecności źle na mnie działał. W tym momencie było mi strasznie ciężko. Czułam się taka tycia w wielkim pokoju. Nikt mnie nie mógł przytulić wtedy, gdy tego potrzebowałam. JEGO potrzebowałam. 
 Zimne powietrze smerało moją skórę na ramionach i udach. Nie przejęłam się zbytnio tym, że okno jest otwarte. Wolałam to od myślenia dlaczego jestem sama. Skupianie się na tym sprawiało mi psychiczny i fizyczny ból, stopy bolały mnie od kolejnych kroków, małe igiełki wpijały się bardziej przy każdym kroku. Głowa pulsowała jak balon wypełniony wodą, który ktoś ściska. Musiałam dostać się do łazienki. Tam był mój ratunek. 
 Odgięłam kawałek plastiku i wypadła biała tabletka, którą rozgryzłam. Smak miał być cytrynowy. Gówno prawda! Była to raczej wypłukana soda. Nachyliłam się do umywalki i wypłukałam usta kranówą. Spojrzałam w lustro.  Skóra na twarzy była jakaś szara i szorstka w dotyku na kościach policzkowych, cienie pod oczami, niegdyś zielone oczy były teraz czarne i puste, rzęsy pozlepiane od płaczu. Włosy to jeden, wielki kołtun. Poprzyklejane gdzie nie gdzie pojedyncze włoski od potu. To była tylko jedna noc, a byłam wymordowana jakbym nie spała ich kilka. 
 Wzięłam szczotkę leżącą po mojej lewej i rozczesywałam pasmo po paśmie, by bolało jak najmniej i nie wyszarpać ich za dużo. Połowa głowy wyglądała dużo lepiej. 
 Rozebrałam się i weszłam pod lodowatą wodę. Czułam jak kurczą mi się płuca, palce u dłoni sztywnieją i zmieniają swój kolor na czerwony.  Byłam ciekawa jak długo tak wytrzymam. Kochałam to uczucie, gdy mogłam zapomnieć o wszystkim wokół mnie. Czekałam by stopy nabrały bordowy kolor zanim obleje mnie strumień gorącej wody.
 -Kurwa mać!- rykłam w bólu. Nieznośny wrzątek spotkał się z moją skórą czerwieniąc ją bardziej niż lodowata woda przed chwilą.  Schyliłam się do rogu kabiny i otwarłam szampon, który spieniłam i nałożyłam na włosy masując przy tym skórę głowy. Znów się schyliłam po żel i golarkę, wylewając go na ciało, przejechałam po łydce aż do uda.  Powtórzyłam czynność do momentu zacięcia się na kolanie.
 -Kurwa jego mać!- usiadłam na dnie kabiny i patrzyłam na ściekającą stróżkę czerwonej wody do odpływu. Skuliłam się i oparłam głowę na przedramionach, mocno zaciskając przy tym oczy, by łzy nieporadności nie wyszły na wierzch.
 -Ej, wszystko w porządku?- uchyliłam drzwi kabiny, by spojrzeć na mojego rozmówcę. Na moje szczęście lub nie okazał się nim być Taylor -Słychać cię w pokoju, wszyscy już wyszli, więc tylko ja miałem okazję posłuchać- dokończył. Spojrzał na golarkę potem na kolano aż w końcu na mnie,a jego źrenice zmniejszyły się.
 -Nie mów, że ty...- zatrzymał się i pozwolił dokończyć zdanie mi.
 -Oczywiście, że nie kretynie. Za jak słabą i pustą osobę mnie masz?- pokazałam środkowy palec i zamknęłam drzwi -Korzystaj z czego musisz i wypad!- podniosłam się i dokończyłam prysznic. 

 -a.

czwartek, 19 listopada 2015

Nowy Początek - rozdział 12

Nie wiem czy się o niego martwiłam. Może tak, a może nie. Żadne emocje mną już nie kierowały. W ogóle żadnych nie czułam. Byłam trochę skołowana tym, że co chwilę coś się działo. Za szybko. Zastanawiało mnie tylko jedno, dlaczego w ciągu jednego dnia stało się aż tyle? Może za mało albo za dużo? W każdym razie było tego sporo. 
 Dochodzi wpół do siódmej, więc nie tak źle jak myślałam.. Jest jeszcze jasno. Rodzice powinni być już w domu no chyba, że są na zakupach, a Chris i Rene to już na pewno tak.
 Został niezły bałagan po Tay'u i oczywiście ja muszę to posprzątać. 


Biegłam po żwirowej dróżce do samego domu bez żadnego wypadku i upadku. Wpadłam do środka o dziwo drzwi były otwarte i światło się paliło.  Zerknęłam do środka,a przy stole siedzieli wszyscy domownicy i zajadali się chińszczyzną. Przed kanapą nie było żadnych śladów po ratowaniu jego stopy. Może mama posprzątała, ale od wejścia do domu musiałaby zadawać mnóstwo pytań, a tak nie było. Podeszłam do nich i ucałowałam każdego w czoło.
 -Wy wiecie, że te kubełki to rozkładane mini talerzyki? Są idealnie dostosowane wielkością do jedzenia znajdującego się w środku. No spójrzcie- Podeszłam do mamy i wyjęłam uszka z "zawiasów" i rozłożyłam na płasko tworząc idealnie, proste koło. Reszta zrobiła to samo. -Idę się położyć. Dobranoc- rzuciłam wchodząc po schodach.
 -Córuś jadłaś coś?- zagadnęła mama.
 -No. Pizze z Taylorem. Był tu dzisiaj jak coś. Nie macie nic przeciwko, nie?- dodałam niepewna.
 -Kotuś, oczywiście, że nie. Taylor to część rodziny. Fajnie, że wpadł i nawet nie nabałaganił- uśmiechnęła się do mnie.
 Roześmiałam się i znów powiedziałam im -Dobranoc- Szybkim susem znalazłam się w pokoju. Zdjęłam tylko spodnie i skarpetki, rzuciłam to niedaleko łóżka i wsunęłam się pod kołdrę. Sen przyszedł szybko.

 - a.

czwartek, 12 listopada 2015

Nowy Początek - rozdział 11

Jak szliśmy, w miarę już nie kuśtykał tak bardzo. Trzymałam go za ramię, patrzyłam w jego stronę i słuchałam jak opowiadał, że musieli dać mu Głupiego Jasia, bo podobno strasznie histeryzował. Było to zabawne zwłaszcza, że do małych ludzi to on nie należał. Nie spodziewałam się tego po nim.

 Po głowie krążył mi ten sen. Drażnił mnie. Taylor mówił do mnie, a jedynie mogłam kiwać głową. 
 -To co z tym doktorkiem? Hmm...?- spojrzał na mnie z góry.
 -Przystojny, co?- uśmiechnęłam się szeroko szturchając go w bok.
 -Nie wiem- odpowiedział -Nie zwróciłem na niego uwagi. Ale ty chyba wpadłaś mu w oko- uśmiechnął się szerzej.
 -Pewnie, że tak. Ty byś chciał być na moim miejscu, co?- szarpnęłam go za ramię.
 -Zadzwonisz do niego?- zapytał wprost.
Zastanawiałam się nad kolejną ripostą, ale tym to mnie zbił z tropu. Byłam pewna,że nie widział tego numeru.
 -Zobaczę, a co?- ciągnęłam.
 -Nic. Jestem po prostu ciekawy. Powiem ci jedno, jest grubo od ciebie starszy- kontynuował -Mógłby być twoim- poprawił -naszym ojcem.
 -Coś ty, aż tak to nie jest stary. Chyba. Mógłby być moim starszym bratem, ale nie ojcem. Zgaduję, że ma dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem lat. Nie więcej, nie mniej.
 -Chciałabyś. Śnij dalej słonko- puścił mi oczko.
 -Co wy do cholery macie z tymi oczkami?!- rzuciłam i mrugałam szybko oczami, żeby pokazać jak mnie to irytuje. 
 -Weź skończ, bo zeza dostaniesz- dłonią przykrył mi twarz.
 -Mam ochotę na lody- zmieniłam temat.
 -Wiesz niedaleko mamy krzaczki- poruszał brwiami znacząco.
 -Świnia!- pchnęłam go na drzewo, zaczęłam uciekać wzdłuż chodnika -Jak mnie dogonisz możemy negocjować- parsknęłam. 
 Byłam co najmniej trzydzieści metrów od niego. Odwróciłam się, a jego nie było. 
Skręciłam w prawo, biegłam tak jeszcze przez kilka minut. Myśląc, że mnie dogoni.
 Przysiadłam sobie na ławeczce obok cukierni, piekarni i małego sklepiku razem wziętych.
Nie przygotowałam się na taki wysiłek.  Oddychałam strasznie szybko. Ręce mi się zaczęły trząść.
Nastała ciemność.


***
 -Nie ruszajcie jej, nie wiadomo czy czegoś sobie nie uszkodziła.
 -Może zadzwonić po karetkę?- powiedział jakiś głos.
 -Dzwoń...albo chwila, ona się rusza.
 -Nie, proszę nie dzwonić po żadną karetkę- uniosłam delikatnie dłoń żeby przysłonić rażące słońce -Już mi lepiej, naprawdę.
 -Pomóżcie jej wstać, ona chce wstać!- krzyknął łysy mężczyzna.
 -Może jednak zadzwonię. Mogła sobie pani coś stłuc- w głosie tego pana słychać było współczucie -Potrzebuje pani czegoś?- dopytywał.
 -Coś do picia jak już- wyciągnęłam w jego stronę dłoń, sygnalizując powstanie.
 -Już, chwileczkę. Czy może pani to potrzymać?- zwrócił się do starszej kobiety we fioletowym berecie -Dziękuję bardzo- podziękował jej. 
 Jedną rękę wsunął pod plecy,a drugą pod nogi i mnie postawił, a raczej usadowił na ławce na której siedziałam wcześniej.
 -Proszę niech pani się napije- tym razem zwrócono się do mnie. Była to mała, słodka dziewczynka w zielonych rybaczkach i dwóch warkoczykach, wyglądała na siedmiolatkę, ale głowy nie dam -To woda- powiedziała widząc, że nie zareagowałam.
 -Oh, dziękuję słoneczko- wzięłam butelkę wody i zaczerpnęłam spory łyk -Jeszcze raz dziękuję. Za wszystko- ogarnęłam wzrokiem grupkę ludzi wokół mnie.
 Kilku mężczyzn poklepało mnie po plecach i ruszyło swoją drogą, życząc bym uważała pod nogi. Reszta rozeszła się i pożegnała mnie uśmiechem. Został tylko ten, który pomógł mi wstać.
 -Dziękuję- zasygnalizowałam, że może odejść.
 -Cała przyjemność po mojej stronie- uśmiechnął się i odwrócił -Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo, ale w innych, bardziej przyjaznych okolicznościach. Miłego dnia.- pomachał mi i ruszył przed siebie.
 -Tobie też!- krzyknęłam -Znaczy panu!- roześmiałam się głośno.
 Ciekawa jestem co się dzisiaj jeszcze stanie. Nie powiem, ciekawy ten dzień.

 - a.

środa, 11 listopada 2015

IX

Nic nie daje
takiej przewagi 
nad innymi,
jak opanowanie 
i zimna krew w
 każdej sytuacji
 - Thomas Jefferson

 - a.

VIII

Spustoszony 
przez śmiech i słowa
pobity przez 
małe uczucia i rzeczy
przez pół miłości
i pół nienawiści
tam gdzie trzeba krzyczeć
mówię szeptem
 - Tadeusz Różewicz

 -a. 

VII


 - a.

VI

Panować nad sobą to najwyższa władza. -Seneka Starszy

 - a.

V

Na cienie trzeba  uważać. Bo inaczej mogą wyrosnąć im zęby. Naprawdę mogą. A czasem, kiedy chcesz zapalić światło, żeby je odpędzić nagle okazuje się, że nie ma prądu. - Stephen King, Ręka Mistrza 

 - adm. sizzler

Nowy Początek - rozdział 10

OCZAMI ALEX:
Niby to krótki zabieg,a siedzą tam już godzinę. Powoli już mam dość. Oparłam głowę o zimną, ścianę na korytarzu. Zawsze mnie przerażały puste,białe ściany, a zwłaszcza w szpitalu. Ohyda. Przymknęłam oczy i liczyłam od dziesięciu w dół. 
  ***
  -Proszę pani- delikatny, damski głos wybudził mnie z melancholijnego snu.
 -Hmm?- mruknęłam odwracając głowę. Z wrażenia, aż podskoczyłam. Jej twarz znajdowała się bardzo blisko mojej, prawie się musnęłyśmy ustami. Szybko wyprostowała się pulchna brunetka i z rumieńcem na twarzy powiedziała prawie bezgłośne -Przepraszam- odwróciła się i schowała za pierwszymi lepszymi drzwiami. Nawet nie zdążyłam się zapytać, gdzie jest pokój Tay'a. No nic, sama muszę go znaleźć.


Szurając stopami o piaskowy gumolit, było mi nie dobrze od samego patrzenia. Nie podnosiłam wzroku, próbując opanować chęć zwymiotowania na jego środek.
 -Uważaj jak chodzisz- powiedział wysoki mężczyzna stojący przede mną. Był ubrany w biały strój, prawdopodobnie doktor. Uniosłam wzrok na tabliczkę z imieniem dr Derek Stanfield. A potem na twarz. Mięśnie miał napięte, kości policzkowe mocno zarysowane, delikatny zarost na brodzie. Usta, które wyglądały jak kreska, prosty, łagodnie zakończony nos oraz oczy.  Wielkie, brązowe, sarnie oczy. Był piękny. 
 Jego blada cera idealnie do nich pasowała, a blond włosy, nie były do końca czystym blondem. Powiedziałabym, że raczej miał je białe i czarny kolczyk w prawym uchu. Zupełne przeciwieństwo Tay'a.
 Ideał. 
Szacowałam go na dwadzieścia siedem lat.
 -Halo?- pstryknął mi palcami przed twarzą -To będziesz uważać?- uśmiechnął się i puścił mi oczko. Widocznie się zorientował, że się zagapiłam.
 -Jasne- rzuciłam szybko -A gdzie leży...Taylor Evans?- przyćmiło mnie na chwilę. Czułam się jak debilka.
 -W sali numer 118, jest przy nim siostra Sabrina. To ten od szkła w stopie?- przytaknęłam .
 -Tak...od porcelany- poprawiłam go -Gdzie znajdę tą salę?- głową wskazałam na korytarz.
 Odwrócił się i objął mnie prawym ramieniem. Zrobiło mi się ciepło. 
 -Idziesz tym korytarzem prosto, aż do końca, a tam są schody. Nimi do góry i pierwsze drzwi po prawej. Jeśli chcesz mogę cię zaprowadzić?--Okej,a tak w ogóle to jestem Alexandra. Możesz mi mówić Alex- powiedziałam podając mu rękę -Oczywiście jak chcesz- dokończyłam, szczerząc zęby z mojej głupoty.
 -Derek- potrząsnął moją dłonią -Okej Alex...- odwrócił się w moją stronę, posyłając niebiański uśmiech -Więc Taylor to twój chłopak, tak?- spytał niby niewinnie.
 -Nie. Mój przyjaciel. Najlepszy na świecie. W całym wszechświecie- dodałam akcentując słowo przyjaciel. 
 -Aha- tyle zdążył powiedzieć.
Wpadłam w ramiona Tay'a. A raczej próbowałam,  z moim wzrostem raczej do żeber. Wtulił się we mnie i uśmiechnął szeroko.
 -Tak, przyjaciel- pokiwał z dezaprobatą w moją stronę -Najlepszy we wszechświecie- parsknął i znów puścił mi oczko. Tay zauważył jego zachowanie i popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, czekając na wyjaśnienia.
 -Znajomy- szepnęłam przez zęby -Później ci powiem- objął mnie za ramię i udaliśmy się w stronę drzwi.
 -Nie tak prędko- zatrzymał nas Derek -Jeszcze recepta na tą twoją porcelanową stopę chłopie- podpisał kwitek i wręczył go mnie. 
 -Dla przyjaciela- powiedział.
Wzięłam receptę i zgięłam ją na pół. Na jej tyle widniał napis Zadzwoń "przyjaciółko" ;)
 Zanim zdążyłam coś powiedzieć Taylor kuśtykając, trzymał mnie za rękę i ciągnął po schodach.


***
 -Ciekawy dzień, co?- zagadał do mnie, mrużąc oczy od słońca.
 -Taak, baardzo- ścisnęłam jego dłoń -Dzisiaj śpisz u mnie- puściłam mu perskie oko.
 -Będzie ciekawie.
Oboje parsknęliśmy śmiechem.

 -a.

10 listopada 2015

Witam was po weekendzie :)
Chciałam wam pokazać czterech BOGÓW <3 <3

 Manu Rios

 Taylor Lautner

 Justin Bieber

 Leonardo DiCaprio

Czyż oni nie są cudowni? <3 <3
hajshajsdhsheshju *.*

 - a.

poniedziałek, 2 listopada 2015

IV

Kiedy ludzie patrzą w ogień, ich oczy są szczere. - Haruki Murakami 

 - a.

Nowy Początek - rozdział 9

OCZAMI ALEX:
Piękna twarz, błyszcząca w słońcu. Migoczące perełki, które wesoło tańczyły po jej policzkach, zmieniały kolory podczas ruchu.
Lodowata toń, która pokryła ją w całości...wszystko to pochłonęła nicość. Żadnego oddechu, żadnego ruchu. Pożarła ją całą, bez możliwości ucieczki. Z chwili na chwilę nie czuła stóp, rąk, do momentu, kiedy jej serce przestało bić. Odpłynęła razem z nią. Bez możliwości walki...

 Nie potrafiłam nic zrobić. Czułam, jak moje płuca kurczą się niesamowicie szybko. Chciały się ratować na daremno. Zamieniły się w lodowaty kamień, który ciągnął mnie w dół. Bez skutecznie wymachując rękami, próbując złapać się niewidzialnej balustrady, która miałaby mnie uratować. Już się nie bałam. Powieki stały się tak ciężkie, że już z nimi nie walczyłam.  Odpłynęłam.

OCZAMI TAY'A:
 Spojrzałem na nią znowu. Była jakaś nienaturalnie sztywna, miała sine usta. Nawet huk talerzy, które spadły na posadzkę nie obudziły jej. Podbiegając do niej wdepnąłem w kilka szkieł, a te wpiły się w moją bosą stopę gładko w nią wchodząc. Potrząsałem nią. Nie reagowała. 
 Odchyliłem jej głowę do tyłu, zatkałem nos, przylgnąłem moimi ustami do jej i wdmuchnąłem niebywałą ilość powietrza. -Alex oddychaj,proszę- ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, spróbowałem po raz kolejny. -No dalej, wiem, że potrafisz- znów nabrałem powietrza i pompowałem jej płuca. -Alex, do jasnej cholery oddychaj. Nie ręczę, kurwa za siebie- w tym momencie wzięła wielki haust powietrza, jej gałki oczne były białe,a paznokcie wbiły się w moje ramiona zakleszczając się i pozostawiając ślady.
 Gdy na mnie popatrzyła była przerażona. W chwilę oczy jej się zaszkliły, usiadłem koło niej, przytuliłem ją, objęła mnie zimnymi dłońmi i cicho załkała.
 -Już dobrze, jestem tutaj- oddychała szybko i nierównomiernie, tak jakby ktoś miał zaraz zabrać jej to powietrze, a ona próbowała złapać go jak najwięcej. Było mi jej szkoda.
 -Mój Boże...to było straszne- powiedziała to na jednym, krótkim oddechu. Oparła głowę na mojej szyi.
 -A najgorsze to to, że...- tu urwała i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem -kiedy ostatni raz myłeś zęby?- chuchnęła na dłoń i wciągnęła powietrze wyglądając jakby miała na mnie zwymiotować. 
 Otwarłem buzię ze zdziwienia, a ona wierciła mi dziurę w głowie, czekając aż jej odpowiem.
 -Dzisiaj rano, a co?
 -Bo tak ci jedzie z pyska, że się nie da. -po tych słowach wstała i pobiegła na górę.


***
 Zeszła po schodach i rzuciła we mnie paczką gum do żucia -Weź je albo stąd idź- uśmiechnęła się zwycięsko. Dochodząc do kanapy stała się blada, usta jej zadrżały i samotna łza spłynęła po jej policzku. Chwyciła się za brzuch i zaczepiła swój wzrok na czymś.
 Podążyłem za nim i dojechałem do kałuży krwi wokół moich stóp.
 -To nic takiego, spokojnie zaraz przyniosę apteczkę i mi pomożesz- wstałem i doszedłem do fotela,a ona pchnęła mnie z powrotem na kanapę z wzrokiem mordercy.
-Nie ruszaj się stąd, siedź na dupie- rykła donośnie, aż mnie zatkało.
Taka drobniutka biegała po kuchni od szafki do szafki coś mamrocząc pod nosem. Z przerażonej dziewczynki, jaką była parę minut wcześniej zmieniła się w kawał baby nie do zdarcia.  Podbiegła i rzuciła we mnie ręcznikiem z nakazem położenia go pod stopy na jej kolanach, w między czasie rozrzuciła wokół siebie chyba całą zawartość apteczki. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnego współczucia.
 -Tylko się nie ruszaj- rzuciła i poczułem piekielne pieczenie i gorąc. Ryknąłem głośno.
 -Nie bądź baba- ścisnęła moją stopę i raz jeszcze polała na nią napojem szatana.
 -Co to jest do cholery? Boli jak diabli- uderzyła mnie w bolącą stopę i wyglądała na zadowoloną z tego efektu.
 -To może cię boleć ale nie spirytus- po czym wzięła łyk i chuchnęła mi w twarz sugerując moją delikatność.
 Czułem się jakbym przed chwilą dostał w twarz. Wzięła pęsetę i wyjęła kawałek szkła polewając stopę dla jeszcze większego zdezynfekowania i odłożyła go na stolik obok. Tak zrobiła ze wszystkimi po czym po raz ostatni polała mi stopę i oddała resztę do wypicia. Patrzyłem jak bandażuje mi stopę zdążyłem opróżnić butelkę do końca. 
 -A teraz jedziemy do szpitala- odstawiła delikatnie stopę na posadzkę, wzięła tyle rzeczy ile mogła i zaniosła je do kuchni.  Zrobiła jeszcze jedną rundkę, wyrwała mi z ręki pustą butelkę i zwinęła ręcznik. Pokiwałem jej głową i obraz zlał się w jedną, białą plamę. Ostatnie co czułem to jak głowa opada mi na coś miękkiego.

 - a.
________________________________________
Długo wyczekiwany rozdział ląduje u was :)

2 listopada 2015

Jakiś czas temu pod ostatnim rozdziałem napisałam, że pojawią się następne rozdziały. I rzeczywiście się pojawiły, ale pojawiły się błędy strony itd. więc się nie zapisały,a co gorsza usunęły. Jestem szczęśliwa, że tylko te, a nie cała reszta, która się tu znajduje. Także nowy rozdział już jest i pojawi się chwilę po tym poście. Co do wszelakich błędów czy nie wczytania strony. Wszystko powinno być już w porządku, a następne rozdziały nie powinny być zagrożone.
 Więc życzę miłego dnia i przyjemnego czytania. 

 - a.


2 listopada 2015


Po prostu cudeńko! Koniecznie musicie odsłuchać, swoją premierę miała jakiś czas temu tak jak Ariana Grande - Focus oraz Adele - Hello.



 - a.



niedziela, 11 października 2015

Nowy Początek - rozdział 8

Widok, na jaki miałem zaszczyt patrzeć, był czymś nie z tej ziemi... na ramieniu, spał cały mój świat. Taka mała zielonooka kulka.
 Kciukiem pocierałem jej ramię -Dziękuję,że jesteś. Bez ciebie byłbym niczym- szepnąłem jej.  
Usłyszałem cichutkie pukanie do drzwi. Z nadzieją, że to gościu z naszym jedzeniem, delikatnie wstawałem trzymając głowę Alex, tak by się nie obudziła. Przykryłem ją po samą szyję i cmoknąłem w nos.
 -Tak?- spytałem otwierając drzwi.
 -Dzień dobry, pan zamawiał dwie pizze i ryż w pudełku?- pokazując rachunek, uśmiechnęła się w moją stronę słodka, niebieskooka blondynka.
 -Yhmm..- mruknąłem zawstydzony i posłałem jej uśmiech -Proszę wejdź, tylko po cichu, bo ona- wskazałem palcem na Alex -przed chwilą zasnęła.
 -Nie ma problemu- rzuciła, zamykając drzwi - Twoja dziewczyna, tak?- spytała zaciekawiona.
 Spoglądając na nią odpowiedziałem pełny dumy  -Tak- odwróciłem się w stronę kuchni.
 -A ile tam było?- spytałem, by zyskać trochę na czasie.
 -90$ i 42c  - wskazała palcem małe cyferki na papierku -Gdzie to położyć?- potrząsnęła pakunkami.

 -Połóż na stole w jadalni...albo wiesz co? Tutaj to daj- wskazałem palcem na miejsce obok mnie.
  Byłem już lekko podenerwowany szukaniem tych pieniędzy. Zawsze były w tym samym miejscu, a teraz ich nie ma. Co chwila otwierałem inną szafkę.
 -No jasne, że tak- powiedziałem to głośniej niż zamierzałem. 
 -Mianowicie?- odpowiedziała mi dziewczyna, pytaniem.
 Uśmiechałem się jak głupi do sera. Otwarłem szufladę ze sztućcami, podniosłem pudełko, w którym się znajdowały, a tam dwa, świeżutkie banknoty 100$ z Benjaminem Franklinem.
 -Masz, jeden Franklin dla ciebie- wręczyłem jej szeleszczący, prościutki banknot -Zaokrąglij do 100$- puściłem jej oczko.
 -Dzięki- wzięła, uśmiechając się jeszcze szerzej, niż mogło być to możliwe.
-Smacznego ryżu i miłego dnia- rzuciła.
 -Tobie też- zamknąłem za nią drzwi i znowu pomknąłem do kuchni.

 -a.
___________________________________________________________________________
Tym razem jest krótszy,nieco spóźniony ósmy rozdział,ale jest. Mam nadzieję,że tym razem też się spodoba. Dzisiaj będą dodane dwa posty,ze względu na brak wpisów od dłuższego czasu. Miłej niedzieli kochani<3


wtorek, 29 września 2015

Nowy Początek - rozdział 7

 -Tylko zamknij na klucz- rzuciłam.
 -Okej- jak powiedziałam, tak zrobił.
 -Maleńka, jak ty się tu znalazłaś- prawie zapiszczałam ze zdziwienia, widząc drepczącą w moim kierunku świnkę. Podeszłam do niej, wzięłam ją na ręce i ucałowałam w małą główkę.
 -Zaraz wracam, idę tylko ją zanieść- uniosłam do góry świnkę i pokazałam mu. 
-Chcesz coś... a zresztą wiesz co gdzie jest, więc bierz- rzuciłam, znikając z pola jego widzenia.


OCZAMI TAY'A 
Podchodząc do szafki, sięgnąłem po dwa kubki.  Otworzyłem boczną szafkę i wziąłem pianki i długie wykałaczki. Położyłem to na stole w salonie i poszedłem zrobić nam czekoladę.
 Do gotującej się w garnku śmietany i mleka dodałem czekoladę gorzką i mleczną. Czekając, aż zgęstnieje dodałem szczyptę chili do smaku.  Przelałem do przygotowanych naczyń i ozdobiłem wiórkami białej czekolady. -Jasna cholerka, zapomniałbym- smażone pianki są o wiele lepsze niż zwykłe. Z powrotem zaniosłem je do kuchni i musiałem je podpiec na ogniu.
 -Jasny gwint! Co tak nieziemsko pachnie?- zapytała szczęśliwa jak dziecko. -Czyżby pianki i czekolada? Jejku pamiętałeś- zbiegła ze schodów i wleciała we mnie prawie nas wywracając.
 -Hej mała! Uważaj!- ścisnęła mnie mocno.
 -Ej, mówiłam ci coś- szturchnęła mnie w prawy bark z grymasem na twarzy.
 -No dobra słodziaku, buzi za przygotowanie- rzuciłem na odwal.
 -Dobra- powiedziała i cmoknęła mnie w polika. To był najsłodszy całus w tym świecie.
 -Bierz kubki, siadaj na sofie i włączaj jakiś film. Tylko to dokończę- powiedziałem. Wzięła i poszła. 
 -Zgadnij co wybrałam?- wyszczerzyła rząd białych zębów w moim kierunku. Pokręciłem głową w zaprzeczeniu.
 -No dalej zgaduj, nasze ulubione- wpatrywała się we mnie tymi zielonymi oczami, jakby chciała zrobić dziurę w mojej głowie.
 -Ted?- zapytałem.
 -Iii..ciągnęła dalej- oczy jej się błyszczały z zachwytu.
 -Kac Vegas?- zapytałem.
 -Tak! No jasne, że tak!- powiedziała uradowana.
 -Idziesz już? Zaczyna się- wołała, pośpieszając mnie.
 -No, idę- odpowiedziałem.
Usiadłem obok niej, kładąc sobie na kolanach talerz. Przełożyłem ramię, tak by mogła się oprzeć. Wzięła czekoladę i wtuliła się jak miś.
 -Zapomniałabym...muszę zamówić jedzenie, dla nich- 
 -Mianowicie? Pizza?- spytałem trochę już głodny.
 -Nie- uśmiechnęła się -Chińszczyznę, a co?- parsknąłem głośno na jej odpowiedź.
 -Chcesz jeść patykami ryż? No weź..- spojrzała na mnie jak na idiotę.
 -Ty się weź człowieku- odpowiedziała i oparła głowę na moim ramieniu -To idź zadzwoń- zatkało mnie ze zdziwienia -Rusz się- popędzała mnie.
 -No dobraa, już. A tak w ogóle jestem strasznie głody. Na co masz ochotę, tylko konkret- odzywa się głos po drugiej stronie, przedstawiając nazwę lokalu i pytając co zamawiam. 
 -No więc...cztery razy ryż w pudełku- mężczyzna po drugiej stronie najpierw się nie odzywał,a potem co kilka sekund łapał duży oddech. Prawdopodobnie hamując śmiech, by nie urazić klienta, tym razem mnie.
  Wyraz mojej twarzy musiał pokazywać duży facepalm, bo Alex co chwila marszczyła brwi.
 -No dobra do tego jeszcze dwie, mega wielkie pizze z serem po brzegach pepperoni i hawajska na cienkim cieście oraz duże frytki. Tak to wszystko- powiedziałem na jednym odechu zażenowany całą tą sytuacją.

 - a.

______________________________________________________________________
Od razu przepraszam,że nie dodałam tego w tą sobotę,ale najzwyczajniej  w świecie się nie wyrobiłam. Mam nadzieję,że się spodoba i zachęci do dalszego czytania.
Miłego popołudnia kochani <3

czwartek, 24 września 2015

23 września 2015



 Musicie mi wybaczyć,ale dzisiaj mam fazę na francuskie piosenki, także miłego dnia kochani <3 

 ps. Co do następnego rozdziału to pojawi się późnym wieczorem w piątek albo w sobotę rano :))









 - a.

23 września 2015

 Cześć!

Dzisiaj skończyłam wcześniej lekcję i korzystając z tego dodaję nowy post ;))
A co słychać w internecie? Przeczytałam tylko kilka informacji,które mnie zaciekawiły, mianowicie...
* Justin Bieber, jeszcze w tym roku, a dokładniej 13 grudnia wyda nową płytę. Na nowym krążku oprócz Biebera, będą również; Skrillex, Diplo,T.I., Diddy, Rick Ross i Wale, którzy czuwali nad produkcją. 
* Coś dla Potterhead i  nie tylko ;)) również należę do pokolenia, które wychowało się na Harrym Potterze. Więc znalazłam coś co być może przypadnie wam do gustu, J.K.Rowling opowiada o rodzinie Potterów ! link tutaj --->  http://www.kawerna.pl/aktualnosci/ksiazki/item/10434-j-k-rowling-o-rodzinie-potterow.html
* 9 października w kinach, odbędzie się premiera filmu Hotel Transylwania 2, uwielbiam ten film czy jak kolwiek to można nazwać <3  tu macie link na YT --->  https://youtu.be/9yZEthbVpjY
* i ostatnia ciekawostka dnia... W pierwszy dzień jesieni ( czyt. dzisiaj 23 września) w szwajcarskiej Gryzoni w Alpach spadł śnieg. Jeszcze dzisiaj w pięciu szwajcarskich kurortach narciarskich spadnie śnieg.














 - a.

sobota, 19 września 2015

Nowy Początek - rozdział 6

 Przysiadłam sobie na ławce w parku podziwiając jak moja psina wesoło sobie hasa. 
 Siedziałam tam sobie może z pół godziny i właśnie jak miałam się zbierać zobaczyłam z odległości może 30m Tay'a. Zawołałam Lunę (mojego psa) szybko zapięłam ją na smycz i ruszyłam w kierunku domu. Nie chciałam się z nim widzieć mimo,że już mi przeszło. Bałam się,że mnie dogoni, poszłam więc na skróty.


 Otwierając furtkę ktoś mnie złapał za ramię. Zesztywniałam. -Zaczekaj chwilę- poznałam go po głosie. 
 Odwróciłam się nic nie mówiąc, nawet na niego nie patrząc. 
 -Spójrz na mnie- uniósł dwoma palcami mój podbródek do góry. Patrzyłam na jego śliczne, czarne oczy. Widziałam w nich smutek.
 -Czemu nie odpisujesz? Dlaczego dzisiaj nie było Cię w szkole? Hmm..?- zapytał, nadal za niego trzymając.
 -Nie włączyłam dziś telefonu. Nie wiedziałam,że napisałeś-
 -Nie mówię tylko o dzisiaj, ale o wczoraj też. Dobijałem się cały dzień. Dzwoniłem nawet do twojej mamy-
 -Nie mów,że z nią gadałeś- warknęłam w złości.
 -Dlaczego miałbym z nią nie rozmawiać?-
 -Powiedziałeś jej coś? No mów!-
 -Tylko tyle,że nie odbierasz ode mnie i pytałem się czemu cię nie ma w szkole. Nic więcej, a miałem jej coś powiedzieć?-
 -Ty skończony idioto- rykłam na niego -A może zapomniałeś, że się pokłóciliśmy. A w ogóle byłam przez ciebie w szpitalu- uderzyłam go w tors następnie wskazałam palcem na czoło.
 Jego twarz i postawa wyrażała zdziwienie. Uważnie przyglądał się mojemu czołu, dotykając je przy tym. Co chwilę pomrukiwał zerkając mnie.
 -Uderzyłaś się? Kiedy?- powiedział to w taki sposób, że nogi się pode mną ugięły i o mało się nie rozpłakałam. W jego głosie słychać było jeszcze większy smutek, troskę i miłość w jednym. Zachowywał się tak, jakby to jego zabolało o wiele bardziej, niż mnie rzeczywiste zderzenie z tym cholernym drzewem.  Nagle zrobiło mi się go żal, tak bardzo żal. Nie wiem dlaczego. 
 -Zaraz po naszej kłótni szłam do domu. Zapomniałam,że po drugiej stronie jest...- nie pozwolił mi dokończyć.
 -Drzewo- skończył -Ja pierdole. Nic ci się nie stało? Tak bardzo cię przepraszam, ja nie chciałem. Naprawdę żałuję, że tak się stało. Nie pozwolę, by ci się już cokolwiek stało, rozumiesz?-  delikatnie ucałował mnie w czoło. Przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam i rozpłakałam się. 
 Podniosłam głowę do góry, żeby na niego zerknąć. Widok jaki zobaczyłam złamał mi serce. Pierwszy raz widziałam, że płacze.  Jasne, że już kiedyś widziałam jak płakał, ale ten płacz nie był taki jak poprzednie, był prawdziwy. Jak był mały i graliśmy w berka, a się przewrócił darł się wniebogłosy tak, że całe osiedle go słyszało. A teraz? Cały ból trzymał w środku i nie pozwalał, by cokolwiek wydostało się na zewnątrz, mimo, że wszystko w nim huczało. Dawał radę, w przeciwieństwie do mnie. 
 -Kocham cię- powiedział to tak cicho, że ledwo usłyszałam -Nie pozwolę by znów coś ci się stało-
 -Wiem,ja ciebie też- gdy to powiedziałam coś mnie ukuło. Kochałam go to było pewne. Zawsze ze mną był i będzie. On jest moim wszystkim: bratem, ojcem,przyjacielem, chłopakiem.  Wszystkim czego potrzebuję. Jest też Justin. O nim mogę powiedzieć to samo kocham go, ich najbardziej na świecie. Bardziej niż wszystko co mam.
 -Wejdziesz?- zapytałam
 -Jasne- wziął mnie za rękę i weszliśmy do środka.

 - a.

Nowy Początek - rozdział 5

 Śpiew ptaków słyszanych z rana, nie ma nic piękniejszego zaraz po obudzeniu. Przyjemne ciepełko otulające mnie,miękkość poduszki i głowa bez żadnych myśli. Poranki są takie świeże, nie zranione...piękne.
 Otwierając oczy ujrzałam piękny widok,którego nie zauważałam na co dzień. Pomarańczowo-złote promienie słoneczne, próbujące przedrzeć się przez zasłony. Unoszące się w górze drobinki kurzu, przepięknie błyszczały, wyglądały jak wróżkowy pył. Mogłabym tak patrzeć i patrzeć.  Przewracając się na drugi bok, ujrzałam stojące na stoliczku nocnym, jeszcze ciepłe śniadanko,a przy nim karteczka i mały wazonik z różowym tulipanem. Z pozycji leżącej przeniosłam się do siedzącej i sięgnęłam po karteczkę,a na niej...
 Kochanie,zrobiłam Twoje ulubione śniadanie.
 A tulipanik na poprawę humoru dla mojej  księżniczki,specjalnie różowy <3
 Masz cały dzień dla siebie, wyśpij się, idź  na  miasto, obejrzyj jakiś film. Korzystaj  póki  możesz. Kocham, mama i tata.
 ps. W kuchni (tam gdzie zwykle) zostawiłam Ci  drobne, nie wydaj wszystkiego od razu :DD
 pps. Zadzwoń jak wstaniesz,buziak ;**
-Kochana mamusia- pomyślałam 
Przysunęłam stolik i zabrałam się za pałaszowanie pyszności. Stos naleśników,na górze roztopione masełko i syrop czekoladowy do tego mleko. Same pyszności, aż żal jeść.
 Wypiłam szybko mleko, zabrałam talerz i poszłam na dół włożyć to wszystko do zmywarki.
Spojrzałam jeszcze tylko na zegar. Było parę minut po ósmej. Idąc do pokoju po schodach, uważnie patrzyłam na ten dywanik. Bezpiecznie przetransportowana do pokoju, zabrałam się za poranne porządki. Rozsunęłam zasłony i otwarłam okno na oścież. Zimne powietrze uderzyło we mnie, powodując gęsią skórkę na całym ciele. Wielki wdech i wydech świeżego powietrza, coś na mój zdechły mózg.  Zaścieliłam łóżko,podlałam kwiatki w moim pokoju i poszłam przyszykować ubrania.  Sięgnęłam po fioletową bieliznę, czarne szorty, biało szarą bokserkę i czarne stopki.
 Z całym zestawem powędrowałam do łazienki. Po załatwieniu swoich potrzeb fizjologicznych, zamaszystym ruchem chwyciłam piankę do mycia twarzy, szczoteczkę i pastę. Myjąc zęby śpiewałam sobie Happy - Pharell'a Williams'a.
 Oplułam wszystko do okoła łącznie ze sobą. Jedną ręką myłam zęby,a drugą nakładałam piankę na twarz, wyglądało to komicznie.  Ubrana pościerałam ślinę z lustra i umywalki. Schowałam piżamę i widziałam,że z mojego kosza na brudy rzeczy wręcz wychodzą to wzięłam wszystko, wyszłam na schody i wyrzuciłam na dół. Wolałam nie ryzykować z koszem na pranie, skoro moje własne nogi mnie oszukują.  Odniosłam kosz na miejsce zeszłam ostrożnie, zebrałam stertę prania i wrzuciłam do pralki dodając proszku, płynu, nastawiając czas.  Spięłam jeszcze włosy i ruszyłam do salonu. Ułożyłam poduszki na kanapie,przesunęłam fotel i zebrałam naczynia zanosząc je do kuchni na blat. Uchyliłam okno,podlałam kwiatki, przesunęłam dywan, piloty odłożyłam na miejsce, zamknęłam szafę, pozamiatałam i wytarłam podłogę. Wyszłam do ogrodu i ścięłam kilka świeżych tulipanów, wróciłam i włożyłam do wazonu stojącego na stoliku w salonie.  Stare kwiaty wyrzuciłam do worka. Przeszłam do jadalni tam tylko zasunęłam krzesła, starłam stół i tak samo postąpiłam z podłogą jak w salonie. Weszłam do kuchni. Tu już nie było tak kolorowo. Pochowałam jedzenie do lodówki, włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki i ją włączyłam. Pozamykałam szafki górne i dolne, starłam blaty, tu też otwarłam okno. Podłoga była w miarę czysta, ale i tak ją wytarłam. Ruszyłam dalej... zostało mi jeszcze osiem pomieszczeń (sypialnia rodziców, pokoje rodzeństwa jeszcze ich łazienki, przedpokój i dolna łazienka) plus garaż i ogródek. 


 Zmęczona opadłam na fotel. Spojrzałam na zegar 13:28 Trochę mi to zajęło. Oparłam głowę i przymknęłam oczy na minutkę lub dwie. 


 Obudziło mnie szczekanie mojego psiaka. Hałasowała niemiłosiernie i uderzała łapką o miskę, domagając się czegoś. Zdziwiło mnie to trochę,bo po co miałaby tak robić. Zajęła mi chwila, żeby dojść o co chodzi -Jasna cholera!- rykłam -Muszę nakarmić zwierzęta!!- Jak oparzona wstałam z fotela. To był błąd. Upadłam. Zakręciło mi się w głowie. Podjęłam drugą próbę wstania, zrobiłam to teraz powoli.  Doszłam do misek nalałam wody i nasypałam karmy. Poszłam do przedpokoju i nasypałam trochę jedzenia rybkom. Wróciłam do kuchni,a dokładniej do lodówki po pietruszkę dla mojej świnki morskiej. Udałam się do swojego pokoju i słyszałam radosne piszczenie. Zrobiło mi się jej żal, takie maleństwo długo musiało czekać na jedzonko. Wyjęłam ją z klatki i położyłam na ziemi razem z zielskiem. Kolejny raz spojrzałam, która jest godzina 13:31 .Wyjęłam z komody jeszcze sweter i ostatecznie udałam się na dół zamykając za sobą drzwi.

 Wzięłam klucze, smycz i wyszłam z psem na spacer.


 -a.

__________________________________________
Długo wyczekiwany rozdział ląduje u was.
 Mam nadzieję,że się spodoba. Miłego czytania, udanego wieczoru kochani <3 <3

18 września 2015


NO,WIĘC WITAAAAAAM!


SPORO czasu minęło od ostatniej publikacji.
To nie przez natłok "obowiązków" tylko przez zwykłe lenistwo,tak to brzmi strasznie,ale obiecałam,że wytrwam do końca i tak zrobię ;DD Wróciłam z masą pozytywnej energii,którą przesyłać będę w każdym następnym poście. Mam nadzieję,że czekacie na następny rozdział,bo będzie się dużo działo. Chcę żeby wam się podobało ;))
Więc do zobaczenia już jutro,miłego wieczorku kochani <3 <3







- a.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Nowy Początek - rozdział 4

 Schodząc na dół,zahaczyłam o dywanik,przyczepiony do schodów. Momentalnie, potoczyłam się jak pijak po schodach.  Rozumiem,jakby te schody były proste,ale nie,musiały być kręcone! Będąc już (na szczęście) na samym dole,usiłowałam wyostrzyć obraz,który miałam przed oczami. Reszta domowników,siedzących przy stole,zbiegła się szybciej,niż ja,kiedy widzę pająka w łazience.  Spojrzałam w górę,a nade mną cztery ruszające się to w prawo,to w lewo głowy. Ruszali ustami prawdopodobnie coś mówiąc,nie rozumiałam nic,szumiało mi w uszach. 
 Pomogli mi wstać i dojść do jadalni. Tata podał mi soku,mama machała mi dłońmi przed oczami coś pokazując. Odwracałam uwagę Chris'a by nie płakał,a w międzyczasie mama smarowała żelem moje otarcia po upadku. Rene wraz z tatą,podgrzewali moją niedoszłą kolację.
 -Ty to masz szczęście do wypadków,chyba najwięcej z naszej piątki!- ze śmiechem powiedziała moja siostra.
 -Ciekawe po kim...hmm?- ruszając brwiami,wskazałam mamę.
 -Że niby ja,tak? Jasne,jasne,a teraz jedz,bo znowu wystygnie- z uśmiechem wskazała palcem na talerz -A właśnie...miałaś mi powiedzieć co się stało,że zderzyłaś się z drzewem- dokończyła myśl.
 Osiem par oczu wpatrzonych w moją siedzącą postać i tata,któremu upadł ze zdziwienia widelec na talerz.
 Salwa śmiechu zalała całą jadalnie,nie rozumiałam z czego mają taki ubaw. Śmiech stał się jeszcze głośniejszy,gdy spojrzeli na moją zdziwioną minę.
 -No co?! Nigdy nie zderzyliście się z drzewem?- powiedziałam obrażona.
 -Nie?? Wiedząc,że drzewa zazwyczaj rosną do góry i są wysokie,no chyba,że dla Ciebie kochanie wyrastają specjalnie na Twojej wysokości,tak żebyś mogła zaorać nimi twarzą- podkreślił,dusząc się ze śmiechu mój tato.
 -Ben,przestań- tłumiąc śmiech,szturchnęła tatę mama.
 -Skończyłam,czy mogę już iść?!- powiedziałam surowo mierząc ich wszystkich wzrokiem.
 -Jasne słonko,nie złość się- parsknęła.
Wstałam wzięłam swój talerz i włożyłam do zmywarki,podchodząc raz jeszcze do stołu zasunęłam krzesło i chwyciłam za szklankę soku. Pognałam prosto do pokoju,tym razem patrząc pod nogi.


 Zrobiłam łyk i położyłam szklankę na szafkę nocną. Wyjęłam piżamę,telefon położyłam obok niej i wykonywałam wieczorne ćwiczenia. Tak się w nie wczułam,że nie zwróciłam uwagi na późną porę,to za dodatkowe ćwiczenie obrałam sobie...śpiew,tak śpiew i jakież było moje zdziwienie,gdy do pokoju wpadli mi rodzice z zapytaniem 'dlaczego się wydzieram po nocy oraz,że obudzę rodzeństwo,które śpi tuż obok...ble,ble,ble'. Nie miałam ochoty tego wysłuchiwać,więc spojrzałam na nich miną biednej świnki morskiej i tak jak się spodziewałam,pojawił się banan na ich twarzy.
 Ucałowali mnie w czoło i wyszli. Podniosłam się z podłogi i poszłam do łazienki. Długo tam nie siedziałam,zapomniałam o piżamie,telefonie i soku. Żeby już nie myśleć,włączyłam album Adele,a konkretnie utwór Hometown Glory.


 Gdy zimna woda zaczęła spływać po moich plecach,poczułam odprężenie,takie gwałtowne,jakby ktoś naraz zdjął mi dodatkowe 25kg. Owinęłam się w ręcznik,spięłam włosy w kok i zabrałam się do mycia zębów. Dzisiaj zrobiłam sobie dzień SPA i nałożyłam maseczkę na twarz. Wchodząc do pokoju i wyglądając jak mokry debil,stanęłam na samym jego środku i przyglądałam mu się. Schyliłam się,pozbierałam brudy i zaniosłam je do kosza na pranie.  Wzięłam telefon do ręki,włączyłam Madonnę i ściszyłam minimalnie. Założyłam kapcie i krzątając się po pokoju,chciałam go uporządkować. Zamknęłam szafę,przygotowałam łóżko do spania,zsunęłam rolety,schowałam ubrania do komody,podlałam kwiatki w pokoju,wypakowałam książki z plecaka i tak kończąc ruszyłam poskromić łazienkę.  Najpierw pozbierałam zużyte waciki z podłogi,a potem chciałam wytrzeć mokre kafelki,ale sięgając po ścierkę pośliznęłam się i upadłam twardo na tyłek. Rozbawiła mnie moja niezdarność,po raz kolejny. Uporając się z nią położyłam dywaniki,umyłam lustro,schowałam kosmetyki do koszyczków. Po jakimś kwadransie,zmyłam maseczkę z twarzy i przebrałam się w wygodną piżamkę. Wywiesiłam ręcznik do wysuszenia i dopiłam resztkę soku.  Zostało mi już tylko zgaszenie światła i ustawienie przyjemnej i spokojnej dla ucha playlisty. Wsunęłam się pod kołdrę i zamknęłam oczy.


 -a.
______________________________________
Oto rozdział 4 ;))) miłego wieczorku <3
I tak dla jasności Irene jest to pełne imię,a Rene to zdrobnienie. 

środa, 19 sierpnia 2015

19 sierpnia 2015




Wróciłam! Minęło trochę czasu,od ostatniego wpisu.
Zrobiłam sobie krótką przerwę. Zastanawia mnie,czy czekacie na następne rozdziały lub nowe posty? ;)
Za 12 dni rozpoczyna się...SZKOŁA!!. Z tej,więc okazji muszę was poinformować,że kolejne rozdziały będą dodawane co tydzień w weekendy,ale posty normalnie w ciągu tygodnia.
Życzę wam,żebyście wykorzystali ostatnie dni wolności do maximum,ważne żeby było to szalone zakończenie ;DD
Miłego dnia <('.')>
- a.

19 sierpnia 2015





Po dłuższej nieobecności,dodaję kolejnego ulubieńca z muzyki *-*

Miłego dnia kochani <3

 -a.

sobota, 8 sierpnia 2015

Nowy Początek - rozdział 3

 -Bez obaw,oczyściliśmy ranę i nie wda się zakażenie. Założymy jej tylko kilka szwów i wypiszemy do domu- powiedział lekarz ze stoickim spokojem,uśmiechając się do mnie.  Odwzajemniłam uśmiech i pokiwałam potwierdzająco głową,w kierunku roztrzęsionej mamy. -Mówiłam Ci mamuś,że wszystko ok-  Poklepała mnie po ramieniu drżącą dłonią.
W drodze powrotnej,byłam strasznie zmęczona,próbowałam nie zasnąć,tak jak doradzał lekarz w związku,z dość bolesnym spotkaniem twarzą w twarz z drzewem.  Słyszałam,że mama coś mówi,ale nie potrafiłam znaleźć w tym sensu. Zasnęłam,mimo to. 

-Hej,przepraszam za dzisiaj w autobusie i przyszedłem po moje drugie śniadanie. Uśmiechnął się. Nic nie mówiąc,odwróciłam się w jego kierunku i podałam mu je. -Dzięki- cmoknął mnie w policzek. -Aha i Justin dzisiaj wrócił- powiedziałam szybko i patrzyłam na jego reakcję. -Dobra,fajnie,zobaczymy się później- warknął,odwrócił się i odszedł. [...] 
 Spoglądając za siebie,zauważyłam idącego w moim kierunku Taylora i nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. -Choć- szarpnął mnie za ramię i ciągnął w kierunku przystanku.

 -Ej!!- wrzasnęłam z bólu -Co Ty robisz,to boli. Odwaliło Ci kretynie?- stanął i patrzył się na mnie.

-Mi odwaliło?! Mi?!- powtórzył.

Wisiała mi z ucha już tylko jedna słuchawka i nie leciała już muzyka. Wszystko nagle się zatrzymało,jak w jakimś cholernym filmie.

-Odwal się człowieku!- wrzasnęłam na niego.

 -Alex,kochanie obudź się.Jesteśmy już na miejscu- mówiła do mnie mama -Krzyczałaś przez sen...-Odwal się!- zacytowała.
 Zaśmiałam się udając,że nie wiem o czym mówi. -Serio? Nie pamiętam,żeby coś mi się śniło- skłamałam. Dopiero wychodząc z samochodu,zrozumiałam jak późno się zrobiło.
 -Która godzina?- zapytałam zmartwiona.
 -Dochodzi wpół do dziesiątej- uśmiechnęła się,w wejściu do domu.
 -A dokładniej?- naciskałam
 -21:26...Coś nie tak?
 -Matko Boska! Przecież nie zdążę odrobić lekcji- odpowiedziałam z żalem -Tyle czasu tam spędziłyśmy...
 -Nie masz się o co martwić,skarbie. Doktor,napisał Ci zwolnienie na tydzień,żebyś mogła wypocząć,z tak twarzowym spotkaniem z drzewem- zaśmiała się.
 -No to,super. Od razu poprawiłaś mi humor,dzięki mamuś- ucałowałam ją i uściskałam,biegnąc po schodach do swojego pokoju.
 -Za pół godziny kolacja- wołała za mną.
 -Dobra- odpowiedziałam.
Zatrzaskując drzwi,rzuciłam się na łóżko czując,jak odpręża się moje ciało.
 Nie chciałam mieć dzisiaj żadnych odwiedzin.
Za niedługo,ma przyjść Justin,nie mam siły na cokolwiek. 

 -Hej słońce <3 Dziś chcę zostać sama. Nie mam na nic ochoty. Nie gniewaj się. Kocham,buziak ;*- wiadomość SMS,została wysłana do Justin. Dostarczenie wyświetliło się na ekranie. 
 Przypomniało mi się,że od wejścia do domu,ani razu nie sprawdzałam telefonu. Na pasku wiadomości zobaczyłam,jedną nie przeczytaną wiadomość SMS od Taylor. Nie za bardzo miałam ochoty sprawdzić,co ten kretyn napisał. Jego dzisiejszy wybryk,przebił wszystko.  Sprawdziłam. Z czystej ciekawości.
 -Cześć,dzisiaj mnie nieźle poniosło. Przepraszam,że Cię tak potraktowałem. Muszę Ci wszystko wyjaśnić,ale to jutro. Kolorowych snów.
 Wyłączyłam całkowicie telefon i zostawiłam na łóżku. -Już schodzę- jestem ciekawa miny taty jak zobaczy moje czoło. Postanowiłam,że powiem co się stało.

 -a.
_____________________________________________
Zostawiam wam nowy rozdział na weekend. Udanego wypoczynku kochani <3

To jakby cząstka mnie,jakby marzenia,jakby pamiętnik...