poniedziałek, 2 listopada 2015

Nowy Początek - rozdział 9

OCZAMI ALEX:
Piękna twarz, błyszcząca w słońcu. Migoczące perełki, które wesoło tańczyły po jej policzkach, zmieniały kolory podczas ruchu.
Lodowata toń, która pokryła ją w całości...wszystko to pochłonęła nicość. Żadnego oddechu, żadnego ruchu. Pożarła ją całą, bez możliwości ucieczki. Z chwili na chwilę nie czuła stóp, rąk, do momentu, kiedy jej serce przestało bić. Odpłynęła razem z nią. Bez możliwości walki...

 Nie potrafiłam nic zrobić. Czułam, jak moje płuca kurczą się niesamowicie szybko. Chciały się ratować na daremno. Zamieniły się w lodowaty kamień, który ciągnął mnie w dół. Bez skutecznie wymachując rękami, próbując złapać się niewidzialnej balustrady, która miałaby mnie uratować. Już się nie bałam. Powieki stały się tak ciężkie, że już z nimi nie walczyłam.  Odpłynęłam.

OCZAMI TAY'A:
 Spojrzałem na nią znowu. Była jakaś nienaturalnie sztywna, miała sine usta. Nawet huk talerzy, które spadły na posadzkę nie obudziły jej. Podbiegając do niej wdepnąłem w kilka szkieł, a te wpiły się w moją bosą stopę gładko w nią wchodząc. Potrząsałem nią. Nie reagowała. 
 Odchyliłem jej głowę do tyłu, zatkałem nos, przylgnąłem moimi ustami do jej i wdmuchnąłem niebywałą ilość powietrza. -Alex oddychaj,proszę- ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, spróbowałem po raz kolejny. -No dalej, wiem, że potrafisz- znów nabrałem powietrza i pompowałem jej płuca. -Alex, do jasnej cholery oddychaj. Nie ręczę, kurwa za siebie- w tym momencie wzięła wielki haust powietrza, jej gałki oczne były białe,a paznokcie wbiły się w moje ramiona zakleszczając się i pozostawiając ślady.
 Gdy na mnie popatrzyła była przerażona. W chwilę oczy jej się zaszkliły, usiadłem koło niej, przytuliłem ją, objęła mnie zimnymi dłońmi i cicho załkała.
 -Już dobrze, jestem tutaj- oddychała szybko i nierównomiernie, tak jakby ktoś miał zaraz zabrać jej to powietrze, a ona próbowała złapać go jak najwięcej. Było mi jej szkoda.
 -Mój Boże...to było straszne- powiedziała to na jednym, krótkim oddechu. Oparła głowę na mojej szyi.
 -A najgorsze to to, że...- tu urwała i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem -kiedy ostatni raz myłeś zęby?- chuchnęła na dłoń i wciągnęła powietrze wyglądając jakby miała na mnie zwymiotować. 
 Otwarłem buzię ze zdziwienia, a ona wierciła mi dziurę w głowie, czekając aż jej odpowiem.
 -Dzisiaj rano, a co?
 -Bo tak ci jedzie z pyska, że się nie da. -po tych słowach wstała i pobiegła na górę.


***
 Zeszła po schodach i rzuciła we mnie paczką gum do żucia -Weź je albo stąd idź- uśmiechnęła się zwycięsko. Dochodząc do kanapy stała się blada, usta jej zadrżały i samotna łza spłynęła po jej policzku. Chwyciła się za brzuch i zaczepiła swój wzrok na czymś.
 Podążyłem za nim i dojechałem do kałuży krwi wokół moich stóp.
 -To nic takiego, spokojnie zaraz przyniosę apteczkę i mi pomożesz- wstałem i doszedłem do fotela,a ona pchnęła mnie z powrotem na kanapę z wzrokiem mordercy.
-Nie ruszaj się stąd, siedź na dupie- rykła donośnie, aż mnie zatkało.
Taka drobniutka biegała po kuchni od szafki do szafki coś mamrocząc pod nosem. Z przerażonej dziewczynki, jaką była parę minut wcześniej zmieniła się w kawał baby nie do zdarcia.  Podbiegła i rzuciła we mnie ręcznikiem z nakazem położenia go pod stopy na jej kolanach, w między czasie rozrzuciła wokół siebie chyba całą zawartość apteczki. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnego współczucia.
 -Tylko się nie ruszaj- rzuciła i poczułem piekielne pieczenie i gorąc. Ryknąłem głośno.
 -Nie bądź baba- ścisnęła moją stopę i raz jeszcze polała na nią napojem szatana.
 -Co to jest do cholery? Boli jak diabli- uderzyła mnie w bolącą stopę i wyglądała na zadowoloną z tego efektu.
 -To może cię boleć ale nie spirytus- po czym wzięła łyk i chuchnęła mi w twarz sugerując moją delikatność.
 Czułem się jakbym przed chwilą dostał w twarz. Wzięła pęsetę i wyjęła kawałek szkła polewając stopę dla jeszcze większego zdezynfekowania i odłożyła go na stolik obok. Tak zrobiła ze wszystkimi po czym po raz ostatni polała mi stopę i oddała resztę do wypicia. Patrzyłem jak bandażuje mi stopę zdążyłem opróżnić butelkę do końca. 
 -A teraz jedziemy do szpitala- odstawiła delikatnie stopę na posadzkę, wzięła tyle rzeczy ile mogła i zaniosła je do kuchni.  Zrobiła jeszcze jedną rundkę, wyrwała mi z ręki pustą butelkę i zwinęła ręcznik. Pokiwałem jej głową i obraz zlał się w jedną, białą plamę. Ostatnie co czułem to jak głowa opada mi na coś miękkiego.

 - a.
________________________________________
Długo wyczekiwany rozdział ląduje u was :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To jakby cząstka mnie,jakby marzenia,jakby pamiętnik...