Po głowie krążył mi ten sen. Drażnił mnie. Taylor mówił do mnie, a jedynie mogłam kiwać głową.
-To co z tym doktorkiem? Hmm...?- spojrzał na mnie z góry.
-Przystojny, co?- uśmiechnęłam się szeroko szturchając go w bok.
-Nie wiem- odpowiedział -Nie zwróciłem na niego uwagi. Ale ty chyba wpadłaś mu w oko- uśmiechnął się szerzej.
-Pewnie, że tak. Ty byś chciał być na moim miejscu, co?- szarpnęłam go za ramię.
-Zadzwonisz do niego?- zapytał wprost.
Zastanawiałam się nad kolejną ripostą, ale tym to mnie zbił z tropu. Byłam pewna,że nie widział tego numeru.
-Zobaczę, a co?- ciągnęłam.
-Nic. Jestem po prostu ciekawy. Powiem ci jedno, jest grubo od ciebie starszy- kontynuował -Mógłby być twoim- poprawił -naszym ojcem.
-Coś ty, aż tak to nie jest stary. Chyba. Mógłby być moim starszym bratem, ale nie ojcem. Zgaduję, że ma dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem lat. Nie więcej, nie mniej.
-Chciałabyś. Śnij dalej słonko- puścił mi oczko.
-Co wy do cholery macie z tymi oczkami?!- rzuciłam i mrugałam szybko oczami, żeby pokazać jak mnie to irytuje.
-Weź skończ, bo zeza dostaniesz- dłonią przykrył mi twarz.
-Mam ochotę na lody- zmieniłam temat.
-Wiesz niedaleko mamy krzaczki- poruszał brwiami znacząco.
-Świnia!- pchnęłam go na drzewo, zaczęłam uciekać wzdłuż chodnika -Jak mnie dogonisz możemy negocjować- parsknęłam.
Byłam co najmniej trzydzieści metrów od niego. Odwróciłam się, a jego nie było.
Skręciłam w prawo, biegłam tak jeszcze przez kilka minut. Myśląc, że mnie dogoni.
Przysiadłam sobie na ławeczce obok cukierni, piekarni i małego sklepiku razem wziętych.
Nie przygotowałam się na taki wysiłek. Oddychałam strasznie szybko. Ręce mi się zaczęły trząść.
Nastała ciemność.
***
-Nie ruszajcie jej, nie wiadomo czy czegoś sobie nie uszkodziła.
-Może zadzwonić po karetkę?- powiedział jakiś głos.
-Dzwoń...albo chwila, ona się rusza.
-Nie, proszę nie dzwonić po żadną karetkę- uniosłam delikatnie dłoń żeby przysłonić rażące słońce -Już mi lepiej, naprawdę.
-Pomóżcie jej wstać, ona chce wstać!- krzyknął łysy mężczyzna.
-Może jednak zadzwonię. Mogła sobie pani coś stłuc- w głosie tego pana słychać było współczucie -Potrzebuje pani czegoś?- dopytywał.
-Coś do picia jak już- wyciągnęłam w jego stronę dłoń, sygnalizując powstanie.
-Już, chwileczkę. Czy może pani to potrzymać?- zwrócił się do starszej kobiety we fioletowym berecie -Dziękuję bardzo- podziękował jej.
Jedną rękę wsunął pod plecy,a drugą pod nogi i mnie postawił, a raczej usadowił na ławce na której siedziałam wcześniej.
-Proszę niech pani się napije- tym razem zwrócono się do mnie. Była to mała, słodka dziewczynka w zielonych rybaczkach i dwóch warkoczykach, wyglądała na siedmiolatkę, ale głowy nie dam -To woda- powiedziała widząc, że nie zareagowałam.
-Oh, dziękuję słoneczko- wzięłam butelkę wody i zaczerpnęłam spory łyk -Jeszcze raz dziękuję. Za wszystko- ogarnęłam wzrokiem grupkę ludzi wokół mnie.
Kilku mężczyzn poklepało mnie po plecach i ruszyło swoją drogą, życząc bym uważała pod nogi. Reszta rozeszła się i pożegnała mnie uśmiechem. Został tylko ten, który pomógł mi wstać.
-Dziękuję- zasygnalizowałam, że może odejść.
-Cała przyjemność po mojej stronie- uśmiechnął się i odwrócił -Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo, ale w innych, bardziej przyjaznych okolicznościach. Miłego dnia.- pomachał mi i ruszył przed siebie.
-Tobie też!- krzyknęłam -Znaczy panu!- roześmiałam się głośno.
Ciekawa jestem co się dzisiaj jeszcze stanie. Nie powiem, ciekawy ten dzień.
- a.
-Może zadzwonić po karetkę?- powiedział jakiś głos.
-Dzwoń...albo chwila, ona się rusza.
-Nie, proszę nie dzwonić po żadną karetkę- uniosłam delikatnie dłoń żeby przysłonić rażące słońce -Już mi lepiej, naprawdę.
-Pomóżcie jej wstać, ona chce wstać!- krzyknął łysy mężczyzna.
-Może jednak zadzwonię. Mogła sobie pani coś stłuc- w głosie tego pana słychać było współczucie -Potrzebuje pani czegoś?- dopytywał.
-Coś do picia jak już- wyciągnęłam w jego stronę dłoń, sygnalizując powstanie.
-Już, chwileczkę. Czy może pani to potrzymać?- zwrócił się do starszej kobiety we fioletowym berecie -Dziękuję bardzo- podziękował jej.
Jedną rękę wsunął pod plecy,a drugą pod nogi i mnie postawił, a raczej usadowił na ławce na której siedziałam wcześniej.
-Proszę niech pani się napije- tym razem zwrócono się do mnie. Była to mała, słodka dziewczynka w zielonych rybaczkach i dwóch warkoczykach, wyglądała na siedmiolatkę, ale głowy nie dam -To woda- powiedziała widząc, że nie zareagowałam.
-Oh, dziękuję słoneczko- wzięłam butelkę wody i zaczerpnęłam spory łyk -Jeszcze raz dziękuję. Za wszystko- ogarnęłam wzrokiem grupkę ludzi wokół mnie.
Kilku mężczyzn poklepało mnie po plecach i ruszyło swoją drogą, życząc bym uważała pod nogi. Reszta rozeszła się i pożegnała mnie uśmiechem. Został tylko ten, który pomógł mi wstać.
-Dziękuję- zasygnalizowałam, że może odejść.
-Cała przyjemność po mojej stronie- uśmiechnął się i odwrócił -Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo, ale w innych, bardziej przyjaznych okolicznościach. Miłego dnia.- pomachał mi i ruszył przed siebie.
-Tobie też!- krzyknęłam -Znaczy panu!- roześmiałam się głośno.
Ciekawa jestem co się dzisiaj jeszcze stanie. Nie powiem, ciekawy ten dzień.
- a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz