Obudziłam się wcześnie. Wszyscy jeszcze spali, więc wykorzystałam okazję, zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie.
NUTELLA! GÓRA NUTELLI! Smarowałam kolejną warstwę bez opamiętania i ciągnęłabym to dalej gdyby nie mleko, które zaalarmowało swoją gotowość do działania brudząc całą kuchenkę co sprawiało, że śniadanie, które miało być szybkie zmuszało mnie do wykonania czasochłonnych, zbędnych czynności. Zalałam kakao mlekiem, postawiłam na stoliczku i kroiłam owoce, które lądowały potem na pancakes'y z Nutellą.
Sprzątnęłam cały bałagan i wróciłam do siebie. Zjadłam i poszłam spać.
Ciężar czegoś nie pozwalał mi kontynuować snu o niczym. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się do okoła, po mojej prawej spał Justin. Justin?!! Wyskoczyłam jak oparzona z łóżka i spadłam twardo na podłogę. Siedziałam na niej jak rozjechana żaba i próbowałam wszystko logicznie złożyć do kupy, ale serce łomotało tak głośno, że nie zostało mi nic innego jak próbować się uspokoić. Jakim cudem nie zauważyłam go wcześniej?
-Hej słońce- powiedział łagodnie zmęczonym głosem. Nie zastanawiało go moje zachowanie, czułam się dziwnie. Zerwałam się na równe nogi i wskoczyłam do łóżka tuląc go do siebie.
-Tak strasznie tęskniłam- przytuliłam się do jego torsu i zamknęłam oczy, marząc żeby ta chwila trwała wiecznie. Uniosłam głowę do góry, by znów na niego spojrzeć. Jego nie było, a zamiast tego ściskałam poduszkę. Zaniosłam się gorzkim płaczem.
Podniosłam się do pozycji siedzącej cała spocona i dyszałam jakbym się dusiła. Łzy spływały strumieniami po policzkach. W rękach ściskałam poduszkę. Odrzuciłam ją na bok i skuliłam się. Brak jego obecności źle na mnie działał. W tym momencie było mi strasznie ciężko. Czułam się taka tycia w wielkim pokoju. Nikt mnie nie mógł przytulić wtedy, gdy tego potrzebowałam. JEGO potrzebowałam.
Zimne powietrze smerało moją skórę na ramionach i udach. Nie przejęłam się zbytnio tym, że okno jest otwarte. Wolałam to od myślenia dlaczego jestem sama. Skupianie się na tym sprawiało mi psychiczny i fizyczny ból, stopy bolały mnie od kolejnych kroków, małe igiełki wpijały się bardziej przy każdym kroku. Głowa pulsowała jak balon wypełniony wodą, który ktoś ściska. Musiałam dostać się do łazienki. Tam był mój ratunek.
Odgięłam kawałek plastiku i wypadła biała tabletka, którą rozgryzłam. Smak miał być cytrynowy. Gówno prawda! Była to raczej wypłukana soda. Nachyliłam się do umywalki i wypłukałam usta kranówą. Spojrzałam w lustro. Skóra na twarzy była jakaś szara i szorstka w dotyku na kościach policzkowych, cienie pod oczami, niegdyś zielone oczy były teraz czarne i puste, rzęsy pozlepiane od płaczu. Włosy to jeden, wielki kołtun. Poprzyklejane gdzie nie gdzie pojedyncze włoski od potu. To była tylko jedna noc, a byłam wymordowana jakbym nie spała ich kilka.
Wzięłam szczotkę leżącą po mojej lewej i rozczesywałam pasmo po paśmie, by bolało jak najmniej i nie wyszarpać ich za dużo. Połowa głowy wyglądała dużo lepiej.
Rozebrałam się i weszłam pod lodowatą wodę. Czułam jak kurczą mi się płuca, palce u dłoni sztywnieją i zmieniają swój kolor na czerwony. Byłam ciekawa jak długo tak wytrzymam. Kochałam to uczucie, gdy mogłam zapomnieć o wszystkim wokół mnie. Czekałam by stopy nabrały bordowy kolor zanim obleje mnie strumień gorącej wody.
-Kurwa mać!- rykłam w bólu. Nieznośny wrzątek spotkał się z moją skórą czerwieniąc ją bardziej niż lodowata woda przed chwilą. Schyliłam się do rogu kabiny i otwarłam szampon, który spieniłam i nałożyłam na włosy masując przy tym skórę głowy. Znów się schyliłam po żel i golarkę, wylewając go na ciało, przejechałam po łydce aż do uda. Powtórzyłam czynność do momentu zacięcia się na kolanie.
-Kurwa jego mać!- usiadłam na dnie kabiny i patrzyłam na ściekającą stróżkę czerwonej wody do odpływu. Skuliłam się i oparłam głowę na przedramionach, mocno zaciskając przy tym oczy, by łzy nieporadności nie wyszły na wierzch.
-Ej, wszystko w porządku?- uchyliłam drzwi kabiny, by spojrzeć na mojego rozmówcę. Na moje szczęście lub nie okazał się nim być Taylor -Słychać cię w pokoju, wszyscy już wyszli, więc tylko ja miałem okazję posłuchać- dokończył. Spojrzał na golarkę potem na kolano aż w końcu na mnie,a jego źrenice zmniejszyły się.
-Nie mów, że ty...- zatrzymał się i pozwolił dokończyć zdanie mi.
-Oczywiście, że nie kretynie. Za jak słabą i pustą osobę mnie masz?- pokazałam środkowy palec i zamknęłam drzwi -Korzystaj z czego musisz i wypad!- podniosłam się i dokończyłam prysznic.
-a.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To jakby cząstka mnie,jakby marzenia,jakby pamiętnik...
O mnie
Archiwum bloga
-
▼
2015
(39)
- ► sierpnia 2015 (17)
- ► września 2015 (6)
- ► października 2015 (1)
- ► listopada 2015 (13)
-
►
2016
(10)
- ► stycznia 2016 (1)
- ► lutego 2016 (1)
- ► marca 2016 (4)
- ► kwietnia 2016 (1)
- ► września 2016 (2)
- ► listopada 2016 (1)
-
►
2017
(2)
- ► sierpnia 2017 (2)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz