-Też za tobą tęskniłem,księżniczko- wyszeptał mi do ucha.
Spletliśmy nasze dłonie i przytuleni poszliśmy na lekcje.
Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Byłam szczęśliwa i podekscytowana jego obecnością.Wtuliłam się w niego,czułam charakterystyczną mieszankę zapachu mentolu papierosów i mocnych męskich perfum.
Kochałam ten zapach. To był jego zapach.
Gdy lekcja biologii z panią Nice dobiegła końca,udaliśmy się na stołówkę zjeść drugie śniadanie. Justin wyszedł zapalić,a do mnie podszedł Taylor. -Hej- zagadał -Przepraszam za dzisiaj w autobusie i przyszedłem po moje drugie śniadanie. Uśmiechnął się. Nic nie mówiąc,odwróciłam się w jego kierunku i podałam mu je. -Dzięki- cmoknął mnie w policzek. -Aha i Justin dzisiaj wrócił- powiedziałam szybko i patrzyłam na jego reakcję. Jak na zawołanie mina mu zrzedła i otworzył szerzej oczy. -Dobra,fajnie- warknął -Zobaczymy się później- odwrócił się i odszedł.
-Widocznie się dzisiaj nie widzieli-pomyślałam. Chwilę później wrócił szatyn. Znów poczułam ten piękny zapach.
Ostatnie lekcje minęły bardzo szybko. Pakowałam swoje rzeczy do plecaka i szukałam słuchawek. Gotowa,czekałam na Taylora przed szkołą,słuchając Calvin'a Harris'a - I Need Your Love.
Zachodząc mnie od tyłu,Justin zasłonił mi oczy dłońmi. Poczułam po zapachu jaki od niego bił. -Kocham cię- powiedziałam -Ja ciebie też,wpadnę wieczorem,stęskniłem się skarbie- pocałował mnie w czoło i poszedł swoją drogą. Uśmiechnęłam się,już nie mogłam się doczekać tego wieczoru.
Spoglądając za siebie,zauważyłam idącego w moim kierunku Taylora i nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. -Choć- szarpnął mnie za ramię i ciągnął w kierunku przystanku.
-Ej!!- wrzasnęłam z bólu -Co Ty robisz,to boli. Odwaliło ci kretynie?- stanął i patrzył się na mnie z góry. -Mi odwaliło?! Mi?!- powtórzył z ogniem w oczach. Zaczęłam się go bać,nie chciałam wiedzieć co go tak rozwścieczyło.
Wisiała mi z ucha już tylko jedna słuchawka i nie leciała już muzyka. Wszystko nagle się zatrzymało,jak w jakimś cholernym filmie.
-Odwal się człowieku!- rykłam,aż ludzie wokół się odwrócili. Nadal stał i patrzył na mnie swoimi,wielkimi oczami. Łzy zaczęły zbierać się w kącikach moich oczu. Odwróciłam się i włączyłam muzykę,żeby zagłuszyć myśli,ruszyłam przed siebie.
Szłam ze spuszczoną głową,łzy leciały mi strumieniami,muzyka leciała w tle i nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam straszliwy ból w okolicy czoła. Po dość dłuższej chwili,która zajęła mi dojściem do tego co i jak się stało,udało mi się wstać. Kręciło mi się w głowie,musiałam znaleźć coś w czym mogłabym się przejrzeć.
Zauważyłam auto stojące na poboczu,przeglądnęłam się i po dokładnej analizie wywnioskowałam,że mam rozcięte czoło,krew spływała po mojej twarzy i wyglądałam dokładnie jak główna bohaterka horroru "Carrie". Rana była dość spora.
Drzewo. To przez te cholerne drzewo,które było wygięte w łuk i trzeba się pod nim schylać albo obejść do okoła. -Taylor! To twoja cholerna wina!
Musiałam przedostać się do domu dość szybko.
Doszłam na przystanek autobusowy,sprawdziłam prędko godzinę. Miał zaraz jechać,więc wygrzebałam z dna plecaka paczkę chusteczek oraz wodę. Oblałam chusteczkę i przyłożyłam do czoła próbując doprowadzić je do normalnego stanu. Wsiadłam i zajęłam miejsce tuż obok drzwi. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli.
Trzymając chusteczkę,wybiegłam i szłam do domu.
Przywitała mnie mama z hukiem talerza,który spadł jej patrząc na mnie. -Dziecko,co Ci się stało?!- zapiszczała -Mamuś opowiem Ci w drodze- rzuciłam w jej kierunku kluczyki z auta -Jedziemy do szpitala.
W drodze zadawała mnóstwo pytań,jak to mama.
Nie mogłam jej powiedzieć co się stało,bo zadawałby jeszcze więcej pytań. Musiałam coś wymyślić,tylko co...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz