Obudziły mnie promienie słoneczne, tańczące na mojej twarzy. Odblokowując telefon,omal nie spadłam z łóżka. -Już jest 6:47?!-zapiszczałam.
Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Nawet nie zdążyłam równo stanąć na nogi,a runęłam na podłogę jak długa. -Co do cholery?!- wrzasnęłam na cały regulator. Z siedzącej już pozycji zrozumiałam,że kopnęłam COŚ naprawdę dużego. Z jękiem jaki usłyszałam, wywnioskowałam,że Tay musiał zostać na noc.
-Jak ty do cholery chodzisz?!- obruszył się. -To nie moja wina, skąd miałam wiedzieć,że akurat TY,będziesz sobie smacznie spał pod moim łóżkiem?!- odpyskowałam. -A tak w ogóle to wstawaj,bo jest za dziesięć siódma.
Biegnąc do łazienki,potknęłam się jeszcze o parę rzeczy i wtedy zrozumiałam,że mam niezły bałagan w pokoju. Wrzuciłam ubrania do kosza na brudy i wskoczyłam pod prysznic. Wychodząc, owinęłam się ręcznikiem i zrozumiałam,że nie wzięłam ze sobą ubrań na zmianę. Tak mocno uderzyłam dłonią w czoło,że został mi czerwony odcisk. -Widocznie na głupotę lekarstwa nie znaleziono- powiedziałam do siebie.
Sprinterskim krokiem skierowałam się do pokoju, dopadając biedną szafę. Sięgnęłam po czerwony sweterek z białymi gwiazdkami,granatowe jeansy oraz bieliznę.
Już miałam się przebierać,gdy usłyszałam stłumiony chichot. Wiedziałam,że to ON. -No co?- skwitowałam -Idź, teraz twoja kolej- nic nie odpowiedział, zrobił to co mu powiedziałam.
Ubrana i uczesana pakowałam książki do plecaka. Zaścieliłam przy tym łóżko,ogarnęłam pokój i wyglądał całkiem,całkiem. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 7:33. Zbiegłam po schodach,wzięłam śniadanie dla Tay'a i mnie. Ubierając moje ulubione sandałki,zawołałam go. -Jak będziesz schodził, to weź mój telefon i słuchawki- krzyknęłam. Pożegnałam się z rodzicami i wyszłam na przystanek,autobus miał być 7:37. Zostały tylko dwie minuty do jego przyjazdu. Zbliżając się do autobusu,Taylor podał mi mój sprzęt.
Jadąc autobusem, przytuliłam go,żeby nie upaść. Zawsze tak robiłam,nie tylko dla równowagi,ale uwielbiałam się przytulać. Poprawka. Uwielbiałam go przytulać.
-Masz może gumę? Nie zdążyłam umyć zębów- zasugerowałam. -Jasne,chwila tylko wyjmę. Sięgając do plecaka, wyjął paczkę moich ulubionych. -Uwielbiam je- powiedziałam radośnie. -Wiem,trzymaj maluchu- podał mi,biorąc,spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. -Przepraszam,że co?!- wiedział,że nie znoszę tego przezwiska,ale mimo to, nazywał mnie tak. -Okej,jak chcesz- szturchnęłam go łokciem w bok,aż się za niego złapał. Uśmiechnęłam się złowieszczo. -Dzięki za gumy,aha i dopiero w szkole dostaniesz swoje drugie śniadanie,na dłuższej przerwie- powiedziałam z taką wyniosłością,że urosłabym do tego jeszcze jakieś 3cm. Wyszłam na naszym przystanku. Słysząc jeszcze, jak za mną woła, wcisnęłam słuchawki w uszy i włączyłam Calvin'a Harris'a - Summer. Przez resztę drogi szłam sama.
- a.
_____________________________________________
A oto pierwszy rozdział ;)) mam nadzieję,że się wam się spodoba tak jak mnie. Miłego wieczorku, kochani <3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To jakby cząstka mnie,jakby marzenia,jakby pamiętnik...
O mnie
Archiwum bloga
-
▼
2015
(39)
- ▼ sierpnia 2015 (17)
- ► września 2015 (6)
- ► października 2015 (1)
- ► listopada 2015 (13)
- ► grudnia 2015 (2)
-
►
2016
(10)
- ► stycznia 2016 (1)
- ► lutego 2016 (1)
- ► marca 2016 (4)
- ► kwietnia 2016 (1)
- ► września 2016 (2)
- ► listopada 2016 (1)
-
►
2017
(2)
- ► sierpnia 2017 (2)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz