Nie wiem czy się o niego martwiłam. Może tak, a może nie. Żadne emocje mną już nie kierowały. W ogóle żadnych nie czułam. Byłam trochę skołowana tym, że co chwilę coś się działo. Za szybko. Zastanawiało mnie tylko jedno, dlaczego w ciągu jednego dnia stało się aż tyle? Może za mało albo za dużo? W każdym razie było tego sporo.
Dochodzi wpół do siódmej, więc nie tak źle jak myślałam.. Jest jeszcze jasno. Rodzice powinni być już w domu no chyba, że są na zakupach, a Chris i Rene to już na pewno tak.
Został niezły bałagan po Tay'u i oczywiście ja muszę to posprzątać.
Biegłam po żwirowej dróżce do samego domu bez żadnego wypadku i upadku. Wpadłam do środka o dziwo drzwi były otwarte i światło się paliło. Zerknęłam do środka,a przy stole siedzieli wszyscy domownicy i zajadali się chińszczyzną. Przed kanapą nie było żadnych śladów po ratowaniu jego stopy. Może mama posprzątała, ale od wejścia do domu musiałaby zadawać mnóstwo pytań, a tak nie było. Podeszłam do nich i ucałowałam każdego w czoło.
-Wy wiecie, że te kubełki to rozkładane mini talerzyki? Są idealnie dostosowane wielkością do jedzenia znajdującego się w środku. No spójrzcie- Podeszłam do mamy i wyjęłam uszka z "zawiasów" i rozłożyłam na płasko tworząc idealnie, proste koło. Reszta zrobiła to samo. -Idę się położyć. Dobranoc- rzuciłam wchodząc po schodach.
-Córuś jadłaś coś?- zagadnęła mama.
-No. Pizze z Taylorem. Był tu dzisiaj jak coś. Nie macie nic przeciwko, nie?- dodałam niepewna.
-Kotuś, oczywiście, że nie. Taylor to część rodziny. Fajnie, że wpadł i nawet nie nabałaganił- uśmiechnęła się do mnie.
Roześmiałam się i znów powiedziałam im -Dobranoc- Szybkim susem znalazłam się w pokoju. Zdjęłam tylko spodnie i skarpetki, rzuciłam to niedaleko łóżka i wsunęłam się pod kołdrę. Sen przyszedł szybko.
- a.
czwartek, 19 listopada 2015
czwartek, 12 listopada 2015
Nowy Początek - rozdział 11
Jak szliśmy, w miarę już nie kuśtykał tak bardzo. Trzymałam go za ramię, patrzyłam w jego stronę i słuchałam jak opowiadał, że musieli dać mu Głupiego Jasia, bo podobno strasznie histeryzował. Było to zabawne zwłaszcza, że do małych ludzi to on nie należał. Nie spodziewałam się tego po nim.
Po głowie krążył mi ten sen. Drażnił mnie. Taylor mówił do mnie, a jedynie mogłam kiwać głową.
-To co z tym doktorkiem? Hmm...?- spojrzał na mnie z góry.
-Przystojny, co?- uśmiechnęłam się szeroko szturchając go w bok.
-Nie wiem- odpowiedział -Nie zwróciłem na niego uwagi. Ale ty chyba wpadłaś mu w oko- uśmiechnął się szerzej.
-Pewnie, że tak. Ty byś chciał być na moim miejscu, co?- szarpnęłam go za ramię.
-Zadzwonisz do niego?- zapytał wprost.
Zastanawiałam się nad kolejną ripostą, ale tym to mnie zbił z tropu. Byłam pewna,że nie widział tego numeru.
-Zobaczę, a co?- ciągnęłam.
-Nic. Jestem po prostu ciekawy. Powiem ci jedno, jest grubo od ciebie starszy- kontynuował -Mógłby być twoim- poprawił -naszym ojcem.
-Coś ty, aż tak to nie jest stary. Chyba. Mógłby być moim starszym bratem, ale nie ojcem. Zgaduję, że ma dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem lat. Nie więcej, nie mniej.
-Chciałabyś. Śnij dalej słonko- puścił mi oczko.
-Co wy do cholery macie z tymi oczkami?!- rzuciłam i mrugałam szybko oczami, żeby pokazać jak mnie to irytuje.
-Weź skończ, bo zeza dostaniesz- dłonią przykrył mi twarz.
-Mam ochotę na lody- zmieniłam temat.
-Wiesz niedaleko mamy krzaczki- poruszał brwiami znacząco.
-Świnia!- pchnęłam go na drzewo, zaczęłam uciekać wzdłuż chodnika -Jak mnie dogonisz możemy negocjować- parsknęłam.
Byłam co najmniej trzydzieści metrów od niego. Odwróciłam się, a jego nie było.
Skręciłam w prawo, biegłam tak jeszcze przez kilka minut. Myśląc, że mnie dogoni.
Przysiadłam sobie na ławeczce obok cukierni, piekarni i małego sklepiku razem wziętych.
Nie przygotowałam się na taki wysiłek. Oddychałam strasznie szybko. Ręce mi się zaczęły trząść.
Nastała ciemność.
Po głowie krążył mi ten sen. Drażnił mnie. Taylor mówił do mnie, a jedynie mogłam kiwać głową.
-To co z tym doktorkiem? Hmm...?- spojrzał na mnie z góry.
-Przystojny, co?- uśmiechnęłam się szeroko szturchając go w bok.
-Nie wiem- odpowiedział -Nie zwróciłem na niego uwagi. Ale ty chyba wpadłaś mu w oko- uśmiechnął się szerzej.
-Pewnie, że tak. Ty byś chciał być na moim miejscu, co?- szarpnęłam go za ramię.
-Zadzwonisz do niego?- zapytał wprost.
Zastanawiałam się nad kolejną ripostą, ale tym to mnie zbił z tropu. Byłam pewna,że nie widział tego numeru.
-Zobaczę, a co?- ciągnęłam.
-Nic. Jestem po prostu ciekawy. Powiem ci jedno, jest grubo od ciebie starszy- kontynuował -Mógłby być twoim- poprawił -naszym ojcem.
-Coś ty, aż tak to nie jest stary. Chyba. Mógłby być moim starszym bratem, ale nie ojcem. Zgaduję, że ma dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem lat. Nie więcej, nie mniej.
-Chciałabyś. Śnij dalej słonko- puścił mi oczko.
-Co wy do cholery macie z tymi oczkami?!- rzuciłam i mrugałam szybko oczami, żeby pokazać jak mnie to irytuje.
-Weź skończ, bo zeza dostaniesz- dłonią przykrył mi twarz.
-Mam ochotę na lody- zmieniłam temat.
-Wiesz niedaleko mamy krzaczki- poruszał brwiami znacząco.
-Świnia!- pchnęłam go na drzewo, zaczęłam uciekać wzdłuż chodnika -Jak mnie dogonisz możemy negocjować- parsknęłam.
Byłam co najmniej trzydzieści metrów od niego. Odwróciłam się, a jego nie było.
Skręciłam w prawo, biegłam tak jeszcze przez kilka minut. Myśląc, że mnie dogoni.
Przysiadłam sobie na ławeczce obok cukierni, piekarni i małego sklepiku razem wziętych.
Nie przygotowałam się na taki wysiłek. Oddychałam strasznie szybko. Ręce mi się zaczęły trząść.
Nastała ciemność.
***
-Nie ruszajcie jej, nie wiadomo czy czegoś sobie nie uszkodziła.
-Może zadzwonić po karetkę?- powiedział jakiś głos.
-Dzwoń...albo chwila, ona się rusza.
-Nie, proszę nie dzwonić po żadną karetkę- uniosłam delikatnie dłoń żeby przysłonić rażące słońce -Już mi lepiej, naprawdę.
-Pomóżcie jej wstać, ona chce wstać!- krzyknął łysy mężczyzna.
-Może jednak zadzwonię. Mogła sobie pani coś stłuc- w głosie tego pana słychać było współczucie -Potrzebuje pani czegoś?- dopytywał.
-Coś do picia jak już- wyciągnęłam w jego stronę dłoń, sygnalizując powstanie.
-Już, chwileczkę. Czy może pani to potrzymać?- zwrócił się do starszej kobiety we fioletowym berecie -Dziękuję bardzo- podziękował jej.
Jedną rękę wsunął pod plecy,a drugą pod nogi i mnie postawił, a raczej usadowił na ławce na której siedziałam wcześniej.
-Proszę niech pani się napije- tym razem zwrócono się do mnie. Była to mała, słodka dziewczynka w zielonych rybaczkach i dwóch warkoczykach, wyglądała na siedmiolatkę, ale głowy nie dam -To woda- powiedziała widząc, że nie zareagowałam.
-Oh, dziękuję słoneczko- wzięłam butelkę wody i zaczerpnęłam spory łyk -Jeszcze raz dziękuję. Za wszystko- ogarnęłam wzrokiem grupkę ludzi wokół mnie.
Kilku mężczyzn poklepało mnie po plecach i ruszyło swoją drogą, życząc bym uważała pod nogi. Reszta rozeszła się i pożegnała mnie uśmiechem. Został tylko ten, który pomógł mi wstać.
-Dziękuję- zasygnalizowałam, że może odejść.
-Cała przyjemność po mojej stronie- uśmiechnął się i odwrócił -Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo, ale w innych, bardziej przyjaznych okolicznościach. Miłego dnia.- pomachał mi i ruszył przed siebie.
-Tobie też!- krzyknęłam -Znaczy panu!- roześmiałam się głośno.
Ciekawa jestem co się dzisiaj jeszcze stanie. Nie powiem, ciekawy ten dzień.
- a.
-Może zadzwonić po karetkę?- powiedział jakiś głos.
-Dzwoń...albo chwila, ona się rusza.
-Nie, proszę nie dzwonić po żadną karetkę- uniosłam delikatnie dłoń żeby przysłonić rażące słońce -Już mi lepiej, naprawdę.
-Pomóżcie jej wstać, ona chce wstać!- krzyknął łysy mężczyzna.
-Może jednak zadzwonię. Mogła sobie pani coś stłuc- w głosie tego pana słychać było współczucie -Potrzebuje pani czegoś?- dopytywał.
-Coś do picia jak już- wyciągnęłam w jego stronę dłoń, sygnalizując powstanie.
-Już, chwileczkę. Czy może pani to potrzymać?- zwrócił się do starszej kobiety we fioletowym berecie -Dziękuję bardzo- podziękował jej.
Jedną rękę wsunął pod plecy,a drugą pod nogi i mnie postawił, a raczej usadowił na ławce na której siedziałam wcześniej.
-Proszę niech pani się napije- tym razem zwrócono się do mnie. Była to mała, słodka dziewczynka w zielonych rybaczkach i dwóch warkoczykach, wyglądała na siedmiolatkę, ale głowy nie dam -To woda- powiedziała widząc, że nie zareagowałam.
-Oh, dziękuję słoneczko- wzięłam butelkę wody i zaczerpnęłam spory łyk -Jeszcze raz dziękuję. Za wszystko- ogarnęłam wzrokiem grupkę ludzi wokół mnie.
Kilku mężczyzn poklepało mnie po plecach i ruszyło swoją drogą, życząc bym uważała pod nogi. Reszta rozeszła się i pożegnała mnie uśmiechem. Został tylko ten, który pomógł mi wstać.
-Dziękuję- zasygnalizowałam, że może odejść.
-Cała przyjemność po mojej stronie- uśmiechnął się i odwrócił -Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo, ale w innych, bardziej przyjaznych okolicznościach. Miłego dnia.- pomachał mi i ruszył przed siebie.
-Tobie też!- krzyknęłam -Znaczy panu!- roześmiałam się głośno.
Ciekawa jestem co się dzisiaj jeszcze stanie. Nie powiem, ciekawy ten dzień.
- a.
środa, 11 listopada 2015
IX
Nic nie daje
takiej przewagi
nad innymi,
jak opanowanie
i zimna krew w
każdej sytuacji
- Thomas Jefferson
- a.
VIII
Spustoszony
przez śmiech i słowa
pobity przez
małe uczucia i rzeczy
przez pół miłości
i pół nienawiści
tam gdzie trzeba krzyczeć
mówię szeptem
- Tadeusz Różewicz
-a.
V
Na cienie trzeba uważać. Bo inaczej mogą wyrosnąć im zęby. Naprawdę mogą. A czasem, kiedy chcesz zapalić światło, żeby je odpędzić nagle okazuje się, że nie ma prądu. - Stephen King, Ręka Mistrza
- adm. sizzler
- adm. sizzler
Nowy Początek - rozdział 10
OCZAMI ALEX:
Niby to krótki zabieg,a siedzą tam już godzinę. Powoli już mam dość. Oparłam głowę o zimną, ścianę na korytarzu. Zawsze mnie przerażały puste,białe ściany, a zwłaszcza w szpitalu. Ohyda. Przymknęłam oczy i liczyłam od dziesięciu w dół.
***
-Proszę pani- delikatny, damski głos wybudził mnie z melancholijnego snu.
-Hmm?- mruknęłam odwracając głowę. Z wrażenia, aż podskoczyłam. Jej twarz znajdowała się bardzo blisko mojej, prawie się musnęłyśmy ustami. Szybko wyprostowała się pulchna brunetka i z rumieńcem na twarzy powiedziała prawie bezgłośne -Przepraszam- odwróciła się i schowała za pierwszymi lepszymi drzwiami. Nawet nie zdążyłam się zapytać, gdzie jest pokój Tay'a. No nic, sama muszę go znaleźć.
Szurając stopami o piaskowy gumolit, było mi nie dobrze od samego patrzenia. Nie podnosiłam wzroku, próbując opanować chęć zwymiotowania na jego środek.
-Uważaj jak chodzisz- powiedział wysoki mężczyzna stojący przede mną. Był ubrany w biały strój, prawdopodobnie doktor. Uniosłam wzrok na tabliczkę z imieniem dr Derek Stanfield. A potem na twarz. Mięśnie miał napięte, kości policzkowe mocno zarysowane, delikatny zarost na brodzie. Usta, które wyglądały jak kreska, prosty, łagodnie zakończony nos oraz oczy. Wielkie, brązowe, sarnie oczy. Był piękny.
Jego blada cera idealnie do nich pasowała, a blond włosy, nie były do końca czystym blondem. Powiedziałabym, że raczej miał je białe i czarny kolczyk w prawym uchu. Zupełne przeciwieństwo Tay'a.
Ideał.
Szacowałam go na dwadzieścia siedem lat.
-Halo?- pstryknął mi palcami przed twarzą -To będziesz uważać?- uśmiechnął się i puścił mi oczko. Widocznie się zorientował, że się zagapiłam.
-Jasne- rzuciłam szybko -A gdzie leży...Taylor Evans?- przyćmiło mnie na chwilę. Czułam się jak debilka.
-W sali numer 118, jest przy nim siostra Sabrina. To ten od szkła w stopie?- przytaknęłam .
-Tak...od porcelany- poprawiłam go -Gdzie znajdę tą salę?- głową wskazałam na korytarz.
Odwrócił się i objął mnie prawym ramieniem. Zrobiło mi się ciepło.
-Idziesz tym korytarzem prosto, aż do końca, a tam są schody. Nimi do góry i pierwsze drzwi po prawej. Jeśli chcesz mogę cię zaprowadzić?--Okej,a tak w ogóle to jestem Alexandra. Możesz mi mówić Alex- powiedziałam podając mu rękę -Oczywiście jak chcesz- dokończyłam, szczerząc zęby z mojej głupoty.
-Derek- potrząsnął moją dłonią -Okej Alex...- odwrócił się w moją stronę, posyłając niebiański uśmiech -Więc Taylor to twój chłopak, tak?- spytał niby niewinnie.
-Nie. Mój przyjaciel. Najlepszy na świecie. W całym wszechświecie- dodałam akcentując słowo przyjaciel.
-Aha- tyle zdążył powiedzieć.
Wpadłam w ramiona Tay'a. A raczej próbowałam, z moim wzrostem raczej do żeber. Wtulił się we mnie i uśmiechnął szeroko.
-Tak, przyjaciel- pokiwał z dezaprobatą w moją stronę -Najlepszy we wszechświecie- parsknął i znów puścił mi oczko. Tay zauważył jego zachowanie i popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, czekając na wyjaśnienia.
-Znajomy- szepnęłam przez zęby -Później ci powiem- objął mnie za ramię i udaliśmy się w stronę drzwi.
-Nie tak prędko- zatrzymał nas Derek -Jeszcze recepta na tą twoją porcelanową stopę chłopie- podpisał kwitek i wręczył go mnie.
-Dla przyjaciela- powiedział.
Wzięłam receptę i zgięłam ją na pół. Na jej tyle widniał napis Zadzwoń "przyjaciółko" ;)
Zanim zdążyłam coś powiedzieć Taylor kuśtykając, trzymał mnie za rękę i ciągnął po schodach.
-Taak, baardzo- ścisnęłam jego dłoń -Dzisiaj śpisz u mnie- puściłam mu perskie oko.
-Będzie ciekawie.
Oboje parsknęliśmy śmiechem.
-a.
Wpadłam w ramiona Tay'a. A raczej próbowałam, z moim wzrostem raczej do żeber. Wtulił się we mnie i uśmiechnął szeroko.
-Tak, przyjaciel- pokiwał z dezaprobatą w moją stronę -Najlepszy we wszechświecie- parsknął i znów puścił mi oczko. Tay zauważył jego zachowanie i popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, czekając na wyjaśnienia.
-Znajomy- szepnęłam przez zęby -Później ci powiem- objął mnie za ramię i udaliśmy się w stronę drzwi.
-Nie tak prędko- zatrzymał nas Derek -Jeszcze recepta na tą twoją porcelanową stopę chłopie- podpisał kwitek i wręczył go mnie.
-Dla przyjaciela- powiedział.
Wzięłam receptę i zgięłam ją na pół. Na jej tyle widniał napis Zadzwoń "przyjaciółko" ;)
Zanim zdążyłam coś powiedzieć Taylor kuśtykając, trzymał mnie za rękę i ciągnął po schodach.
***
-Ciekawy dzień, co?- zagadał do mnie, mrużąc oczy od słońca.-Taak, baardzo- ścisnęłam jego dłoń -Dzisiaj śpisz u mnie- puściłam mu perskie oko.
-Będzie ciekawie.
Oboje parsknęliśmy śmiechem.
-a.
10 listopada 2015
Witam was po weekendzie :)
Chciałam wam pokazać czterech BOGÓW <3 <3
Chciałam wam pokazać czterech BOGÓW <3 <3
Czyż oni nie są cudowni? <3 <3
hajshajsdhsheshju *.*
- a.
poniedziałek, 2 listopada 2015
Nowy Początek - rozdział 9
OCZAMI ALEX:
Piękna twarz, błyszcząca w słońcu. Migoczące perełki, które wesoło tańczyły po jej policzkach, zmieniały kolory podczas ruchu.
Lodowata toń, która pokryła ją w całości...wszystko to pochłonęła nicość. Żadnego oddechu, żadnego ruchu. Pożarła ją całą, bez możliwości ucieczki. Z chwili na chwilę nie czuła stóp, rąk, do momentu, kiedy jej serce przestało bić. Odpłynęła razem z nią. Bez możliwości walki...
Nie potrafiłam nic zrobić. Czułam, jak moje płuca kurczą się niesamowicie szybko. Chciały się ratować na daremno. Zamieniły się w lodowaty kamień, który ciągnął mnie w dół. Bez skutecznie wymachując rękami, próbując złapać się niewidzialnej balustrady, która miałaby mnie uratować. Już się nie bałam. Powieki stały się tak ciężkie, że już z nimi nie walczyłam. Odpłynęłam.
Nie potrafiłam nic zrobić. Czułam, jak moje płuca kurczą się niesamowicie szybko. Chciały się ratować na daremno. Zamieniły się w lodowaty kamień, który ciągnął mnie w dół. Bez skutecznie wymachując rękami, próbując złapać się niewidzialnej balustrady, która miałaby mnie uratować. Już się nie bałam. Powieki stały się tak ciężkie, że już z nimi nie walczyłam. Odpłynęłam.
OCZAMI TAY'A:
Spojrzałem na nią znowu. Była jakaś nienaturalnie sztywna, miała sine usta. Nawet huk talerzy, które spadły na posadzkę nie obudziły jej. Podbiegając do niej wdepnąłem w kilka szkieł, a te wpiły się w moją bosą stopę gładko w nią wchodząc. Potrząsałem nią. Nie reagowała.
Odchyliłem jej głowę do tyłu, zatkałem nos, przylgnąłem moimi ustami do jej i wdmuchnąłem niebywałą ilość powietrza. -Alex oddychaj,proszę- ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, spróbowałem po raz kolejny. -No dalej, wiem, że potrafisz- znów nabrałem powietrza i pompowałem jej płuca. -Alex, do jasnej cholery oddychaj. Nie ręczę, kurwa za siebie- w tym momencie wzięła wielki haust powietrza, jej gałki oczne były białe,a paznokcie wbiły się w moje ramiona zakleszczając się i pozostawiając ślady.
Gdy na mnie popatrzyła była przerażona. W chwilę oczy jej się zaszkliły, usiadłem koło niej, przytuliłem ją, objęła mnie zimnymi dłońmi i cicho załkała.
-Już dobrze, jestem tutaj- oddychała szybko i nierównomiernie, tak jakby ktoś miał zaraz zabrać jej to powietrze, a ona próbowała złapać go jak najwięcej. Było mi jej szkoda.
-Mój Boże...to było straszne- powiedziała to na jednym, krótkim oddechu. Oparła głowę na mojej szyi.
-A najgorsze to to, że...- tu urwała i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem -kiedy ostatni raz myłeś zęby?- chuchnęła na dłoń i wciągnęła powietrze wyglądając jakby miała na mnie zwymiotować.
Otwarłem buzię ze zdziwienia, a ona wierciła mi dziurę w głowie, czekając aż jej odpowiem.
-Dzisiaj rano, a co?
-Bo tak ci jedzie z pyska, że się nie da. -po tych słowach wstała i pobiegła na górę.
-Mój Boże...to było straszne- powiedziała to na jednym, krótkim oddechu. Oparła głowę na mojej szyi.
-A najgorsze to to, że...- tu urwała i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem -kiedy ostatni raz myłeś zęby?- chuchnęła na dłoń i wciągnęła powietrze wyglądając jakby miała na mnie zwymiotować.
Otwarłem buzię ze zdziwienia, a ona wierciła mi dziurę w głowie, czekając aż jej odpowiem.
-Dzisiaj rano, a co?
-Bo tak ci jedzie z pyska, że się nie da. -po tych słowach wstała i pobiegła na górę.
***
Zeszła po schodach i rzuciła we mnie paczką gum do żucia -Weź je albo stąd idź- uśmiechnęła się zwycięsko. Dochodząc do kanapy stała się blada, usta jej zadrżały i samotna łza spłynęła po jej policzku. Chwyciła się za brzuch i zaczepiła swój wzrok na czymś.
Podążyłem za nim i dojechałem do kałuży krwi wokół moich stóp.
-To nic takiego, spokojnie zaraz przyniosę apteczkę i mi pomożesz- wstałem i doszedłem do fotela,a ona pchnęła mnie z powrotem na kanapę z wzrokiem mordercy.
-Nie ruszaj się stąd, siedź na dupie- rykła donośnie, aż mnie zatkało.
Taka drobniutka biegała po kuchni od szafki do szafki coś mamrocząc pod nosem. Z przerażonej dziewczynki, jaką była parę minut wcześniej zmieniła się w kawał baby nie do zdarcia. Podbiegła i rzuciła we mnie ręcznikiem z nakazem położenia go pod stopy na jej kolanach, w między czasie rozrzuciła wokół siebie chyba całą zawartość apteczki. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnego współczucia.
-Tylko się nie ruszaj- rzuciła i poczułem piekielne pieczenie i gorąc. Ryknąłem głośno.
-Nie bądź baba- ścisnęła moją stopę i raz jeszcze polała na nią napojem szatana.
-Co to jest do cholery? Boli jak diabli- uderzyła mnie w bolącą stopę i wyglądała na zadowoloną z tego efektu.
-To może cię boleć ale nie spirytus- po czym wzięła łyk i chuchnęła mi w twarz sugerując moją delikatność.
Czułem się jakbym przed chwilą dostał w twarz. Wzięła pęsetę i wyjęła kawałek szkła polewając stopę dla jeszcze większego zdezynfekowania i odłożyła go na stolik obok. Tak zrobiła ze wszystkimi po czym po raz ostatni polała mi stopę i oddała resztę do wypicia. Patrzyłem jak bandażuje mi stopę zdążyłem opróżnić butelkę do końca.
-A teraz jedziemy do szpitala- odstawiła delikatnie stopę na posadzkę, wzięła tyle rzeczy ile mogła i zaniosła je do kuchni. Zrobiła jeszcze jedną rundkę, wyrwała mi z ręki pustą butelkę i zwinęła ręcznik. Pokiwałem jej głową i obraz zlał się w jedną, białą plamę. Ostatnie co czułem to jak głowa opada mi na coś miękkiego.
- a.
________________________________________
Długo wyczekiwany rozdział ląduje u was :)
2 listopada 2015
Jakiś czas temu pod ostatnim rozdziałem napisałam, że pojawią się następne rozdziały. I rzeczywiście się pojawiły, ale pojawiły się błędy strony itd. więc się nie zapisały,a co gorsza usunęły. Jestem szczęśliwa, że tylko te, a nie cała reszta, która się tu znajduje. Także nowy rozdział już jest i pojawi się chwilę po tym poście. Co do wszelakich błędów czy nie wczytania strony. Wszystko powinno być już w porządku, a następne rozdziały nie powinny być zagrożone.
Więc życzę miłego dnia i przyjemnego czytania.
- a.
Więc życzę miłego dnia i przyjemnego czytania.
- a.
2 listopada 2015
Po prostu cudeńko! Koniecznie musicie odsłuchać, swoją premierę miała jakiś czas temu tak jak Ariana Grande - Focus oraz Adele - Hello.
- a.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
To jakby cząstka mnie,jakby marzenia,jakby pamiętnik...
O mnie
Archiwum bloga
-
▼
2015
(39)
- ► sierpnia 2015 (17)
- ► września 2015 (6)
- ► października 2015 (1)
- ▼ listopada 2015 (13)
- ► grudnia 2015 (2)
-
►
2016
(10)
- ► stycznia 2016 (1)
- ► lutego 2016 (1)
- ► marca 2016 (4)
- ► kwietnia 2016 (1)
- ► września 2016 (2)
- ► listopada 2016 (1)
-
►
2017
(2)
- ► sierpnia 2017 (2)